wbrew pozorom powiem wam, że w tej "branży" liczą się bardziej ci, którzy będą ryzykować tak, jak naturalni partnerzy wyprawy, a nie troszczyć się o każdego z osobna, pilnować każdego włosa na na głowie, w poczuciu, że w razie czego, to przecież na ich odpowiedzialność i pójdą do więzienia. bo w ten sposób - to by mieli mniejszą wkaszalność i wartość rynkową, że tak to nazwę. Babcia stercząca nad głową i marudząca że dziś zła pogoda, to nie jest dobry mebel na wyprawę.
normalny człowiek, kiedy chce jechac do dzikiego kraju, martwi się bardziej niż górą tym, że nie zna języka i że go tubylcy zjedzą, że w ogóle nie dotrze pod tą górę. niepotrzebny stres. Górą za bardzo się martwić nie należy, bo i tak każdy sobie dobiera takie cele, które mogą być w jego zasięgu. najpierw poczyta, dowie się czegoś o trudnościach i jeśli czuje się na siłach to pojedzie, a nie to nie. Bo nikt normalny nie lubi marnowac kasy. Taki ktoś też sprawdza z kim jedzie: czy nie są to nadmierni horożelcy i w drugą stronę: czy nie są to zrzędzące babcie klozetowe.
Jeśli normalny człowiek nie zrobi tego wywiadu, to w większości trafia na babcie klozetowe, traci kasę i ma nauczkę na przyszłość, że trzeba sprawdzać z kim się jedzie.
jak mialam 20 lat i mieszkalam w brańsku, który jest podpiździem, chcialam pojechac gdzies daleko, najlepiej w góry. trafilam jednak niestety na annapurna klub, który reprezentuje stanowisko babć klozetowych. pojechala z nami taka Asia, która prowadzala na sznurku caly tramwaj 24 osób. W tym tramwaju szlam i ja i 70letni dziadek, ktoremu ciągle spadal rak, i Janusz Adamski, który ostatnio szybko wszedl na everest. Nie musze mówić, że to byla strata kasy i czasu.i nie mówcie, że moglam sie zabic. elbus to dupa taka byla, nawet będąc wtedy wiesią z podlasia, celu nie postawilam sobie za wysoko. na materhorna z miejsca przecie, z podlaskiej stodoły, bez wspinania, nie wystartowalam. (wiem, że żeby pojechac np z pka na materhorna, trzeba prowadzic przyajmniej tę piątkę w skałach i znać podstawowe zasady i że to jest sprawdzane, więc nie trójta dupy, że wszystkie kluby są niebezpieczne)
Ale sztuka "kupowania" to sztuka. Drugim razem pojechalam wyżej, ambitniej, ze sprawdzoną osobą w tatrach i w rumunii, też "stowarzyszoną" i uważam to za rozsądne. sztuka kupowania nauczyla mnie w tym wypadku, że nie warto rozdrabniać sie na elbrusy, bo tam jeżdzą babcie klozetowe. fizycznie i psychicznie mogę więcej, więc skoro juz mam kasę - to wydam ją rozsądnie. Czy myślicie, że gdyby taka petronela jak ja pojechala sama do dzikiego kraju, albo z dwoma cherlakami, to by przeżyla? nie jest dobrze być niezamężną kobietą w islamskim kraju, chodzic w portkach, spac w bazie ze stadem dzikusów (Dzikus, bez obrazy za sformulowanie;) i nie miec w namiocie bodyguarda. I czy myślicie że będąc pertonelą z podlasia, nawet silną i ambitną petronelą, to łatwo jest gdzieś pojechać nie znając nikogo?