Jurku,
mam wrażenie, że jednak emocje nieco Ci przyciemniają sprawę.
Co do p. Balcerzaka: Problem nie polega na tym, że facet robił to co robił w ramach prowadzonego przez siebie biura turystycznego. Organizować wyjazdy każdy może, jeśli prowadzi biuro turystyczne może organizować wyjazd na zasadzie, że klienci podpisują umowę o zalatwienie biurokratycznych wymogów i przewóz, płacą za usługę, a facet u stóp gór mówi: Dziękuję Państwu za miłą podróż, oczekuję na Was z niecierpliwością 2 tygodnie i mam nadzieję że uda Wam się osiągnąć wymarzoną Górę - w tym momencie uczestnicy biorą odpowiedzialność za swoje działania w górach całkowicie na siebie; jeżeli termin zostanie przekroczony, a facet zawiadomi służby ratownicze, że mieli być a nie wrócili - to znaczy, że zrobił wszystko co do niego należało. Jest nawet mozliwy wariant, że taki człowiek mówi: OK, od tego momentu nie jestem już szefem biura turystycznego lecz Waszym kumplem i idziemy w góry razem jako partnerzy, ale za to nie biorę kasy, a każdy odpowiada za siebie jak dorosły człowiek i alpinista-partner. Natomiast PB: używał na swoich stronach sformułowań typu "organizacja wyprawy", dawał porady co do sprzętu i ciuchów, pisał oceny dróg, których nie przechodził - kwalifikując je jako turystyczne, "kwalifikował" uczestników wyjazdu na zasadzie pytania przez telefon "powiedz mi co robiłeś", wychodził razem w góry biorąc za swój udział w akcji kasę - czyli: brał na siebie obowiązki instruktora/przewodnika nie mając ku temu uprawnień a wliczając to w koszta rachunku. I za to właśnie a nie za co innego beknie teraz przed sądem. A ludzie, którzy to ujawnili robią to (być może) z jakimś swoim interesem, ale przede wszystkim po to by proceder taki ukrócić, bo szkodzi on przede wszystkim tym, którzy ludziom tego pokroju ufają.
Co do sytuacji z Uszby: To jak akurat ludzie doświadczeni sytuacją (ale nie doświadczeniem wspinaczkowym) rozwiązali problem świadczy z jednej strony o fragmentarycznym zapamiętaniu wiedzy z kursów, ale... i (niestety) zapomnieniu kilku istotnych szczegółów:
1. Partnera (zwłaszcza z osobą towarzyszącą - bo to pomaga psychicznie) można pozostawić w oczekiwaniu na pomoc ale... w miejscu bezpiecznym, pozostawienie ich w środku lodospadu w szczelinie to po prostu niewyobrażalny nonsens. I akurat natura (a nie ludzie) udowodniła, że to straszna prawda.
2. Dwóch jako tako świadomych facetów (po kursie) powinno wiedzieć, że mając do dyspozycji linę i 4 dziaby, bez większego trudu, nawet choćby to miało trwać kilka godzin, mogliby flaszencugiem wyciągnąć tę dwójkę jak worki kartofli. To, że tego nie zrobili (nie wpadli na taki pomysł) świadczy nie o niedoskonałości kursu, bo to na kursie jest omawiane, lecz po prostu na tym, że oni tego z kursu problemu nie zapamiętali, nie ćwiczyli (bo w Tatrach można ćwiczyć flaszencug na ściance skalnej, ale szczelin lodowcowych nie ma, więc inne sprawy omawia się w teorii) i po prostu wyobraźni brakło... czyli... jak mówi Paszczu, bez wcześniejszych wyjazdów w taki teren bez ludzi w takich akcjach doświadczonych, i bez koleżeńskiego (czy zimowego na regularnym kursie) dokształcenia się... po prostu nie powinni się tam znaleźć.
A co do przewodnika na Aconcagua - nadal brak szczegółowych relacji na temat co się stało. Jeśli stanie się w szczegółach jasne, i okaże się że przewodnik zaniedbał istotne sprawy - to pewnie straci uprawnienia, a przede wszystkim poważanie w środowisku.
Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2007-03-14 23:34 przez Jacek - org..