Ryszard Ochodzki Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Gdyby rozsadni, wyksztalceni i inteligentni ludzie podejmowali
> rozsadne decyzje to nie dosc, ze TOPR bylby bezrobotny
Jeśli chodzi o same wypadki, to nie do końca bym się zgodził, że jedyną przyczyną jest tutaj "głupota", chyba żeby zdefiniować głupotę jako to, co powoduje wypadki... :) Czasami drastyczne konsekwencje może mieć i drobvny błąd, trudny do przewidzenia i dla eksperta, czasami nadmierne podrasowanie ambicjonalne itp. itd.
Moje wątpliwości nie dotyczyły jednak samego wypadku, ale - jeszcze raz powtórzę - dlaczego ci młodzi ludzie nie zwrócili się o radę do doświadczonych kolegów klubowych, a (jak twierdzisz) słuchali rad Piotra B.??
Może żeby przybliżyć Ci mętne meandry mojego rozumowania podam taki calkiem hipotetyczny przykład:
gdyby hipotetycznie założyć, że mając wielką ochotę coś "załoić" ja znalazł się na miejscu owych nieszczęsnych klubowiczów, zdawał sobie sprawę ze swojego niezbyt wielkiego doświadczenia, ale równocześnie spodziewałbym się, że na moje pytania usłyszę "Oż ty koniu..." to też byćmoże ograniczyłbym się do wysłuchania "porad" mniej doświadczonego busiarza...?
A żeby upradopodobnić tę z pozoru absurdaną hipotezę, to przytoczę (za raportem TOPR - wypadki na kontynencie amerykańskim są mi mniej znane) przypadek 3 wspinaczy, którzy po skończeniu 5.II.2002 direty na Kazalnicy zosatwili nienadążającego za nimi towarzysza pod szczytem, sami żwawo zbiegając do Moka na piwo. Skutkiem czego była całonocna akcja TOPR w celu sprowadzenia niezdolnego wkrótce do schodzenia o własnych siłach partnera. O ile mi wiadomo wówczas kluby, ani PZA nie wszczęły "burzy medialnej", choć jak na mój gust zachowanie wspinaczy nie bardzo korespondowało z wysokimi standardami moralnymi jakie tu niektórzy przywołują, wzywając do ukarania "busiarza".
Nie są to bynajmniej przypadki odosobnione. Przypominam sobie inną relację TOPR, gdzie z kolei łojanci na Mnichu szli nie związani, zapewne chcieli zobaczyć kto pierwszy "pęknie". Do czasu aż jeden z nich wykonał słusznych rozmiarów lot i trzeba było wzywać ratowników.
Mówiąc bardziej łopatologicznie, ja tu widzę dużą i zdrową ochotę przywalenia "busiarzowi". Czasami także fachowe obnażanie głupoty ofiar. Ale ciężko się dopatrzyc choćby cienia wątpliwości związanych z niedostatkiem "koleżeńskiej opieki" bardziej "wyuczonych na błędach" (parafrazując amerykański 'Rolniczy almanach') i doświadczonych klubowiczów nad mniej doświadczonymi kolegami...