paszczu Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Cały czas KT są wydawane (KW zresztą też), bo nigdy nie zostały zniesione jako DOBROWOLNY
> dokument. Na jesieni będą u nas w klubie kolejne egzaminy, bo chętni cały czas są.
> Jestem jak najbardziej za istnieniem kart, a nawet systemu stopni. Pod warunkiem, że nie będzie to
> system obligatoryjny. Nie widzę nic złego w tym, że kursant po kursie - jesli chce - może zdać egzamin i uzyskać KT.
Dokładnie tak - jak ktoś chce - niech sobie robi i taki jest aktualny status. Więc w tym temacie nie ma się co gorączkować, ani nie ma sensu wracanie do przeszłości i wałkować kto temu był winien!
IMHO naprawdę kluczowy jest punkt, który raczyłeś przedstawić wcześniej:
paszczu Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> 1. misja związku - masowość czy elitarność. Otwarcie związku, rezygnacja z wymogu KT i udostępnienie
> go wszystkim "ludziom gór" było zawsze moim idee fix, tak też działa KWW - ale w skali PZA nie ma żadnych działań
> tego typu. Trzeba jasnej decyzji, w którą stronę idziemy.
Nie znalazłem nigdzie oficjalnej liczby ludzi płacących składki dla PZA, ale mogę domniemywać, że jest to liczba
rzędu 1ooo. Co przy doprowadzaniu do centrali po 10 zł daje roczną kwotę 10ooo PLZ - o takie pieniądze nawet
szkoda się targować! W równie jak Polska nizinnych Niemczech jest tego 700ooo członków - wtedy pieniądze są
już zupełnie inne i przy nich nawet obecne dotacje państwowe to jest "mały pikuś". Nie wydaje mi się, żeby w Polsce
taka organizacja nie mogła liczyć 100ooo członków. Widać jak na dłoni, że "elitarność" (mała liczba członków) do
niczego dobrego nie prowadzi, poza zwiększoną motywacją do obrzucania się błotem... Zreszta jednoznaczną odpowiedź na rozterkę z punku 1. dały kluby górskie działające w różnych krajach, nie tylko w - że zacytuję jednego
z oświeconych interlokutorów - "pedofilskiej Europie", ale także w znanej ze zdrowych moralnie macho Ameryce Łacińskiej, o porządnym kilkuwiekowym katolickim wychowaniu.
Kwestia "regulaminu instruktorskiego", co wywołuje takie zajadłe spory, jest w tym wszystkim drugorzędna dla zwykłego górołaza - bez względu na rodzaj dróg po jakich on chodzi. To jest istotne tylko dla (nielicznej) grupy aktywnych (=zarabiających) instruktorów i potencjalnych chętnych do tego. Stąd i wrzenie na "forum instruktorskim".
Ktoś się tutaj powoływał na "dobre czasy przedwojenne" - otóż wtedy szkolenie miało charakter "koleżeński" i nikt
na tym nie zarabiał. Polecam kolegom artykuł niejakiego Stanisławskiego Wiesława, pisany niedługo przed śmiercią,
a publikowany w "Taterniku", na ten właśnie temat.
Podstawowy problem jest taki: czego członkowie od takiej organizacji będą oczekiwać i co można im zaoferować?
"Normalni" członkowie, a nie garstka instruktorów czy kadry wspinaczkowej. Największa ilość członków PZA liczyło w czasach, gdy KT była obowiązująca i to by główny powód "rozrostu". Oczywiście, takie metody "zachęty" mnie się nie podobają, podobnie jak nie podoba mi się odmawianie zniżki członkom OeAV z polskim paszportem.
Nie jest też zbyt wielką zachętą zachętą "baza noclegowa" w Tatrach, gdyż dużo lepszą bazą dysponuje PTTK
i dopóki nie uda się z PTTK "wyrwać" jej "tatrzańskiej mniejszości" to nie ma tutaj na co liczyć. Zresztą Tatry Polskie
to raptem 20% całych Tatr, więc cała tutajsza baza to nie jest wiele. Oczywiście, za wyjątkiem tych, dla których najważniejsze są 2 ściany nad Mokiem - ale z takich hobbystów nawet 1 tysiąc się nie uzbiera!
Ergo, najpierw należałoby się zastanowić co może przyciągnąć romaitych górołazów do takiej organizacji.
To, że "państwowy parasol" jest na nic, a stary system się nie sprawdza jest oczywiste. Jak i to, że bez tego parasola też można coś rozsądnego zrobić. Najlepszym dowodem jest tutaj historia ostatnich lat działania czasopisma Azero (szczere uznanie dla twórców!) vs. wielce zasłużony i kiedyś renomowany "państwowy" Taternik. Te pieniądze, jakie daje państwo możnaby uzyskać od kilku sponsorów. Ale sponsorzy nie będą wyrzucać pieniędzy na kanapowe organizacje, gdzie wszyscy skaczą sobie do gardeł, ciągną się spory o rzekome "przekręty finansowe", a jak nie o pieniądzach, to nawiedzeni moraliści produkują się w temacie preferencji seksualnych.