Mówisz tak, jakby odnoszenie sukcesów w sporcie (a przecież alpinizm to sport jak każdy inny) zależało od prowadzenia jakiejś polityki: przez państwo, związki sportowe, cholera wie kogo jeszcze. Przecież to bzdura. Sukces w sporcie zależy tylko i wyłącznie od tego, czy w danej dziedzinie pojawiają się (raz na wiele lat) supertalenty, jakich ani przedtem ani potem tam nie było. Czy myślisz, ze Robert Lewandowski albo Ida Świątek doszli na szczyt dlatego, ze jakieś związki sportowe prowadziły taką albo inna politykę?
Problem polskiego himalaizmu polega na tym, że nie ma tam obecnie ani Roberta Lewandowskiego, ani Igi Światek ani nawet Kamila Stocha. A w latach osiemdziesiątych byli. I tyle. Herbata nie będzie nie słodsza od mieszania, czyli od wałkowania w kółko, dlaczego od wielu laty nie odnosimy żadnych sukcesów w himalaizmie.
Zaczniemy odnosić, jak się takie talenty na miarę Kukuczki czy Kurtyki pojawią. I dowiemy się o tym nie od PZA, ale od nich samych, kiedy złoja jakaś "świetlistą ścianę" na miarę XXI wieku.
Wydaje mi się, że, niestety, nawet najściślejsza nasza czołówka to obecnie zaledwie średniacy w skali światowej. I żadna polityka tego nie zmieni. Tak jak żadna polityka nie "wyprodukuje" polskiego sprintera, który przebiegnie setkę dajmy na to w 9.8 s.