wiadomo ze nie musze miec za soba wycieczki do londynu zeby twierdzic ze mowie po angielsku. zeby jednak tak twierdzic musialbym choc raz wczesniej spotkac kogos kto przynajmniej spotkal kogos kto tam byl lub z tamtad pochodzi. kogos kto potwierdzi ze mowie w tym jezyku. zgoda? W czasach o ktorych mowimy ludzie nie jezdzili pod paryz (w przeciwienstwie do powszechnych wypraw w alpy czy w francuskie skałki). Skala FB w kraju nie istniala a jej uzywanie zalatywało wystawieniem sztuki szekspira w remizie: brzmialo powaznie ale nikt nie mial pojecia o co cho.
"Rafał nie miał pojęcia o skali i stopniach jej trudnosci którymi operowal, czy nie miał pojęcia o regionie w którym powstała?"
Juz napisalem: generalnie nie mial pojecia. Zyl w blogiej nieswiadomosci. Byl zajebiscie silny w swojej formacji. Popadl w samozachwyt. Podczas wyjazdu do paryza zrozumial ze petarda TU nie oznacza petardy TAM. Rozczarowal sie i niedlugo po owej wycieczce porzucil swoje hobby. Tyle.
Pisze to bo widze ze zaczyna sie popadanie w euforie i budowanie mitu półboga z krysztalu. Wybielanie niewygodnych sytuacji z zyciorysow zalatuje polityka historyczna. Wszystko ma swoj kontekst, zycie miewa kolor "kaki". Ot, łyżka dziegciu.
pozdro.
ps. serwus doktorku