Kuba!
Szkoda, że nie podałeś żadnych przykładów tych - z punktu widzenia klasycznego podejścia do stylu - „zwykłych oszustw”. Ciekaw jestem bowiem, w których latach one miały miejsce i kto to tak wg Ciebie oszukiwał.
Jako przykład podejścia do wspinania zimą w Tatrach z własnego kapownika wyciągam dane o przejściu w zespole Komina Stanisławskiego na Małym Kieżmarskim Szczycie. Na dziabkach (czyli klasycznie). Żadne AO, żadne A1. To było 21 lutego 1989 r. w trakcie Pezetowskiej unifikacji. Czas przejścia do Niemieckiej Drabiny 6 i pół godziny. Warunki były takie sobie, to był pierwszy dzień pogody po kilkudniowej dupówie. Było „lekko, łatwo i przyjemnie”, w końcu dla nas wówczas była to rozgrzewka przed czymś bardziej wspinaczkowym. No, cieszył może czas przejścia (wtedy zdaje się dość przyzwoity). Był to jednak zimowy standard (zwykle już nawet nieodnotowywany w omówieniach posezonowych w „T”!) i jestem przekonany, że w l. 80 wiele innych zespołów słowackich, czeskich i polskich robiło Komin Stanisławskiego w takim samym stylu i za to jeszcze szybciej.
Pozdrawiam RJ