> Podaj te wiele przykładów
Rozbawiłeś mnie. Naprawdę muszę ci pisać o rzeczach oczywistych? W Polskim Himalaizmie roi się od przykładów?
Na początek, pierwszy lepszy z naszego Broad Peaku:
Artur Hajzer, po tym, jak złamał nogę w strefie śmierci – na wysokości prawie 8 tys. m – pod szczytem Broad Peaku, został szczęśliwie wyratowany z opresji przez grupę towarzyszy z wyprawy, z Piotrem Pustelnikiem na czele. Pustelnik zresztą kilkakrotnie ratował ludzi podczas swoich wypraw. Na K2 pomógł wyczerpanemu włoskiemu alpiniście. Na Annapurnie w 2006 r. wraz z Piotrem Morawskim sprowadził bezpiecznie w dół tybetańskiego wspinacza dotkniętego śnieżną ślepotą. Innym razem Morawski sprowadził z przełęczy pod Broad Peakiem wyczerpanego Austriaka…
Dalej nie chce mi się pisać. Takich przykładów jest naprawdę wiele.
> Bo nikt by nie dał rady.
Ale dał by rady odpocząć z partnerem, podać mu leki, zapiąć raka itp... z pewnością zdziałało by to wiele. Tomek się załamał bo myślał że partnerzy już smacznie śpią w namiocie kiedy on kolejną godzinę mocuje się w ciemnościach z liną. Odezwali się dopiero z obozu, wcześniej nie chciało się nastroić radia radia (?).
> Nie zasnął tylko umarł.
Jakoś trudno przechodzi mi to słowo z zestawieniu z Tomkiem.
Szkoda, że nie rozumiesz pojęcia synonim.
> Jeśli ktoś nie ma siły by zrobić krok, to niestety na poklepanie po ramieniu nie odpalisz go tysiąc kroków. Niestety
Tylko w ten sposób pojmujesz słowo pomoc?
> A jakby miał wsparcie to mniej energii by stracił na podejściu pod Rocky Summit?
Nie chodzi o energię tylko czas. Zmarnował pod Rocky Summit przerażająco dużo czasu. Mimo że miał objawy choroby wysokościowej cały czas szedł i miał szanse zejść. Gdyby w decydującym momencie ktoś mu pomógł. W rozmowie z Wielickim powiedział że ma przed sobą odcinek którego nie wie jak pokonać. Może wtedy ktoś powinien podać mu czekan i wyciągnąć te pieprzone parę metrów które mogły zadecydować o jego życiu. Tomek w końcu przeszedł Rocky Summit i zsuwał się po grani.
> Maciek przeczuwał
...
> A powinien zawrócić
A jednak nie zawrócili. Nie tobie to osądzać. Nie zmienia to faktu że najbardziej doświadczeni czyli Wielicki i Berbeka optowali za związaniem się liną i wspólną asekuracją. Jedyne co mi utkwiło w pamięci to ogromne zdziwienie Wielickiego, który łącząc się przez radio ciągle powtarzał: Powinni byli zaczekać, powinni się spiąć i iść razem…
> No zdaje się, że potępiasz wyścig "kto pierwszy do namiotu".
Wyścig do namiotu jest fajny kiedy wszyscy są pewni, że do niego dobiegną.
A poza tym zbaczamy z tematu