Dla mnie odpowiedź na te pytania zrodziła się podczas przyglądania się jak działają kluby wysokogórskie na wschodzie: Rosja/Ukraina na przykładzie klubu z Petersburga który ma stały obóz podczas wakacji w dolinie Ala Archa w Kirgistanie. W tamtych krajach większość (95%) osób poruszająca się w terenie wysokogórskim przynależy do klubów. Kluby organizują kompleksowe szkolenie wspinacza ubrane w odpowiednią skalę gdzie rok po roku na organizowanych wyjazdach zdobywa się doświadczenie we wszystkich formach wspinania: sportowe, tradycyjne, letnie, zimowe. Mało tego za samowolne porwanie się na jakiś trudny szczyt bez zaliczenia określonego stopnia trudności w skale jest wylot z klubu. Jedna dziewczyna narzekała że nie może się wybrać na Chana (max V) bo nie ma jakichś dużo wyższych trudności w skale. Wyjazdy nie są okazją do pokazywania kto "wspinaczkowo" ma dłuższego albo wspólnych libacji. Rano jest zbiórka, wszyscy w dwuszeregu żegnają pary oddelegowane do wykonania jakiegoś wejścia/przejścia. Po powrocie każdej z par wieczorem wszyscy się gromadzą w tym samym dwuszeregu aby brawami przywitać zmęczony zespół. Można powiedzieć że to kluby prowadzą za rękę wspinaczy dając im solidne podstawy do działalności górskiej.
A zatem... Czy ktoś wierzy że to byłoby możliwe w Polsce? :)
P.S. Efekt uboczny. Na wyprawy najtrudniejsze (K2 zimą) zabierają tych najbardziej doświadczonych, wyszkolonych ale już przecież nie najmłodszych co zauważono na rosyjskich forach z lekkim wyrzutem po sukcesie Polaków na Gaszerbrumie.