mgala Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> tymczasem może jednak
> wrócić do promowania wśród kolegów wspinaczy
> nawyku zabezpieczania w pozycji umożliwiającej
> pozbycie się treści - bo przecież nie chodzi tutaj
> koniecznie o PBU.
>
Jestem zdecydowanie za. Dwóch ludzi śmiało obróci poszkodowanego na bok bez zbędnego majtania łbem. Jak ma mi się udusić, to stabilizacja nie jest moim priorytetem.
> > ktoś chętny...?
>
> oczywiście nie przeczę, że tego typu kursy są
> potrzebne, ale praktyka górska wymaga od nas
> zupełnie innych umiejętności. i to nawet innych,
> niż to czego potrzebują górskie służby ratunkowe.
Trochę autoreklamy;)
Tak wyglądają ćwiczenia na szkoleniu w JKW - realistyczna sceneria, realne problemy:
[
www.jkw.pl]
a tu z gliwickiego AKT:
[
picasaweb.google.pl]
To samo przerobione w ramach klasycznego BLSu w warunkach sali wykładowej natychmiast się nie sprawdza, gdy przenosimy ćwiczenia pod skałkę:))))
>
> jakieś inne głosy w sprawie walki z bólem?
>
A ja to baaardzo ostrożnie podchodzę do tematu. Oczywiście nie musi boleć.
Ale:
- każdy z leków p/bólowych, zwłaszcza silnie działających i podawanych pozajelitowo, znaczy dożylnie lub dodupnie, ma jeszcze inne działania, a to depresyjne na ośrodek oddechowy, a to wpływa na ciśnienie, o takich drobiazgach jak uczulenie nawet nie wspominając. Dlatego uważam, że decyzja o podaniu takiego leku powinna być podjęta bardzo świadomie, a to znaczy, że osoba podająca musi mieć stosowną PEŁNĄ wiedzę o tym, co robi.
- jeżeli jesteśmy w sytuacji "daleko do cywilizacji" i nasza ofiara może/musi iść, to podanie leku oczywiście zminejszy cierpiernia, ale może też mówiąc prosto "otumanić" i w terenie eksponowanym trzeba bardzo wtedy uważać. Jak jest wypadek normalną reakcją jest "nie żałowanie prochów" - na ból głowy biorę 2, to ty weź od razu 4 tabletki.
Doktor pewnie woli jak może zbadać pacjenta nienaćpanego.
Dwa razy byłem w roli ofiary wypadku w górach: raz złamana noga i pozrywane więzadła w kostce, raz spory kamień w kolano. Mimo pierwszego silnego bólu, takiego "strzykawką przeciwbólowym natychmiast w udo ładuj" (w plecaku tabletki i ampułki, a jakże) po kilku chwilach ból stawał się do zniesienia. W każdym razie oba razy "żywcem mnie nie wzięli" i jakoś zlazłem po ok. 1000 m deniwelacji. Skrajna głupota, skutki czuję, naśladownictwa nie polecam.
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2008-06-29 22:58 przez Kajetan.