Księżniczka Napisał(a):
-------------------------------------------------------
>
> To mylne wrażenie, Laurko! Akcentowałam
> stwierdzenie "dostać się" w kontradykcji ze
> "zdobyć".
> Co to za frajda być częścią wielkiej
> gąsienicy, mozolnie włażącej na
> najpopularniejszy szczyt Ziemi?
Gąsienica nie gąsienica, ale fanie by było zobaczyć co z tej góry widać.
> Jestem niepoprawną wielbicielką Małego
> Księcia, który dziwił się zamiłowaniu
> "dorosłych" do liczb. Dla mnie Mount Everest to
> tylko liczba. Są piękniejsze góry.
Tu się różnimy. Ty patrzysz po czym idziesz i z kim idziesz i nie patrzysz na boki, a ja nie patrzę po czym idę, nie patrzę z kim, tylko patrzę na boki. I nie przeszkadzałoby mi, że Everest jest najwyższy i najpopularniejszy.
Gdyby mi nie było szkoda tej kasy, to bym chciała. Ale za taką kupę kasy, jak sobie policzę ile godzin mogę leżeć do góry dupą i nie pracować, to się nie opłaca jechać. Choć z drugiej strony - wejście na taki popularny szczyt na pewno może być pomocne w karierze zawodowej i podnieśc stawkę za godzinę. Ale nie aż o tyle.
>
> Jeśli rzeczywiście sprawa namiotu wyglądała
> tak, jak to prezentuje Iwona, to Ryszard
> zawiódł.
> Być może. Najlepiej byłoby zapytać o to tego
> Szerpę... (nie odbieraj tego jako kpinę).
No i patrz jak się Ryszard wybronił. Teraz wychodzi, że wszystko wina Szerpów, Pingu i Mingma, (je-)lenie naściemniali uczestnikom...
Nie przyszłoby mi do głowy odebrać tego jako kpinę.