Ponownie witam wszystkich Kolegów i przedstawiam odpowiedź, która prostuje wszelkie nieścisłości żeby nie powiedzieć ewidentne kłamstwa zawarte w wyjaśnieniu Ryszarda Pawłowskiego na niniejszym forum.
Zacznę od najpoważniejszych i kluczowych
„Dla każdego z uczestników <były> po 4 butle a dla Iwony 6 butli. Ponieważ Iwona od pierwszego dnia wyprawy była chora i źle się czuła (opuchnięta, zakatarzona i mająca ciągły problem z zatokami). W związku z tym że wejście na szczyt dla niej stało się mało prawdopodobne , a według mnie i opiekującego się nią Szerpy Pinjo śmiertelnie niebezpieczne poprosiłem Iwonę o podpisanie w bazie oświadczenia że w przypadku jej wolnego tempa oraz objawów choroby w każdej chwili, zarówno ja jak i opiekujący się nią Szerpa ma prawo zawrócić ją w dół aby nie doszło do tragedii….”
Koniec cytatu, w którym są wspomniane „nieścisłości” aż cztery w tym kłamstwo zasadnicze: że byłam opuchnięta i źle się czułam i to od pierwszego dnia wyprawy. Czyli jak można mniemać – im wyżej tym czułam się gorzej i jak można dalej domniemywać z powyższej wypowiedzi - Ryszard Pawłowski – lider mojej wyprawy , odesłał mnie w dół z obozu drugiego czym życie mi uratował , jak rozumuje część Kolegów.
Istnieją zdjęcia z owej wyprawy, chociaż na stronie Patagonii tym razem nie pojawiła się galeria po wyjeździe.
Ostatnie z nich , zrobione w trakcie ataku dnia 17.05 – tuż poniżej Przełęczy Północnej w oczekiwaniu na rozładowanie „korka” na drabinie. Czyli wysokość 7 tys m n.p.m. Widoczne są na niej dwie osoby: „opuchnięta , chora i źle się czująca” Iwona Zadarnowska i Bartek Wróblewski – biorący udział w wyprawie Monte Rosy. No i w zasadzie to mogłoby być wszystko na ten temat. Posiadam więcej fotek z całej wyprawy na której „czułam się bardzo źle od pierwszego dnia ‘’.
Ponieważ jednak temat jest kluczowy postaram się go rozwinąć i poprzeć opiniami innych spotkanych tam osób i innymi pośrednimi dowodami.
Wszelkie cytaty i wypowiedzi innych osób zostały mi nadesłane w formie elektronicznej.
Na stronie Azjan-Trekking, która organizowała logistykę wyprawy, oprócz naszych fotek „cywilnych” znajduje się relacja prawie dzień po dniu z przebiegu naszej wyprawy, gdzie wielokrotnie „wszyscy z polskiej grupy czują się dobrze”
[
www.asian-trekking.com]
Jeśli zresztą czułabym się źle to zapewne odpowiedzialny lider wyprawy powinien : po pierwsze spróbować znaleźć dla mnie jakąś pomoc lekarską a nie dopuścić do tego, żebym DWA TYGODNIE non-stop przebywała w ABC.
Znalezienie lekarza w trakcie owej wyprawy było sprawą banalną : równolegle z nami działała wyprawa
Darka Załuskiego, której uczestnikiem był kolejny doświadczony himalaista i lekarz - uznany specjalista od medycyny wysokogórskiej Robert Szymczak. Zresztą gdyby prawdą było twierdzenie Ryszarda Pawłowskiego to sama, będąc osobą rozsądną pewnie rozmawiałabym na ten temat z Robertem, zwłaszcza, że jako osoba z natury towarzyska przesiadywałam u nich w ABC notorycznie , podobnie jak w innych bazach.
Oto odpowiedź Roberta przesłana na moją prośbę:
Spotkałem Iwonę w obozie I, rozmawiałem z Nią - nie skarżyła się na żaden dolegliwości, szczególnie te związane z wysokością, wyglądała na osobę zdrową.
Iwona, podczas wyprawy na Everest, nie zgłaszała w mojej obecności dolegliwości chorobowych, nie słyszałem również by wymagała leczenia choroby wysokościowej.
A jak już wspomniałam kilkakrotnie w ich bazie siedziałam po parę godzin i rozmawialiśmy o sprawach merytorycznych dotyczących wyprawy, tlenu, zdrowia itp.
Darek i Robert wówczas jeszcze się aklimatyzowali i schodzili w dół więc później się nie widzieliśmy.
To jest OPINIA LEKARZA FACHOWCA. Jak rozumiem Ryszard uważa, że jest fachowcem lepszym w tej dziedzinie.
Po drugie: odpowiedzialny lider nie powinien dopuścić aby osoba chora i opuchnięta – wszak opuchnięcia są symptomem początku choroby wysokościowej, chodziła po górach na wysokości pomiędzy 5 a 7 tys n.p.m SAMA, nawet „ na lekko”, za co oczywiście dodatkowo dopłaciłam parę tysięcy dolarów jeszcze przed wyjazdem z Polski – co chciałabym tutaj podkreślić, jako że z postu Ryszarda mogłoby wynikać i to kolejne „niedopowiedzenie”, iż moje rzeczy były noszone przez Szerpów gdyż źle się czułam. Na tym zresztą polegała ich opieka od BC na 5200 do North Col – na 7000 m n.p.m. I na niczym innym. Nosili moje rzeczy.
Z tym chyba wszyscy muszą się zgodzić – JEŚLI – byłam rzeczywiście chora i to od początku wyprawy – to nie powinnam plątać się po górach sama na takiej wysokości po całych dniach.
Oto odpowiedź Alexa Abramowa – lidera wyprawy 7Summit – największej wyprawy po tej stronie Everestu:
Is it truth, that you met me few times, when I was alone go to BC or ABC, or North Col?
I remember you well.
I confirm your questions
Już w trakcie ataku szczytowego naszej trójki spotkałam jeszcze parę osób, które mnie pamiętają.
To jest opinia BILLA BURKE, członka naszej międzynarodowej wyprawy – z którym szłam od początku poręczówek:
Yes, we arrived at the North Col together. You probably arrived just before me. I was using oxygen and you were not using oxygen, so you did better than me.
We did not arrive at Camp 2 together. I am pretty sure you arrived at Camp 2 before me. I do not recall seeing you when I left Camp 2 for Camp 3 the next day. I was surprised that I did not see you at Camp 2 or Camp 3 as I was sure you would make a summit attempt.
As far as looking ill, you looked tired (like me) but not ill. I remember we congratulated each other for making it up to Camp 1
Bill spędził noc w obozie drugim w namiocie znajdującym się obok tego w którym ja spałam. Czyli w dwójce wieczorem nie wyglądałam na chorą nadal, Bill był zaskoczony, że nie spotkał mnie następnego dnia w trójce.
Zdjęć nie posiadam, bo oszczędzałam już baterie aparatu na atak szczytowy. Szkoda, bo byłam równie radosna i szczęśliwa, że idę do szczytu.
Billa już , jak zresztą wynika z jego wypowiedzi nie widziałam w trakcie owego
ataku.
Jednakże w dwójce , już w trakcie schodzenia spotkałam wycofującego się Bartka Wróblewskiego, który mnie minął wymieniwszy ze mną parę zdań.
Oto opinia Bartka:
Ani wtedy, ani w czasie innych naszych spotkan w o mojej ocenie nie wygladalas na osobe chora.
My spotkaliśmy się w obozie drugim ok. 7.700. Chyba to było obok namiotu (czy dobrze pamiętam) 7 Summits
Nie wyglądałam na osobę chorą w takim razie – chwilę po tym jak zaczęłam schodzenie.
Na jakiej podstawie w takim razie Ryszard Pawłowski odesłał mnie w dół?
Otóż nawet on nie napisał wprost, że kazał mi schodzić do ABC .
Napisał w swoim oświadczeniu: „Z tego co wiem…” itd.
To może nie kłamstwo oczywiste tylko „drobne” przemilczenie i sformułowanie, które miałoby zasugerować iż tak właśnie było: że znalazłam się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i on odesłał mnie w dół.
Przemek Kępczyński - uczestnik naszej wyprawy, siedział w namiocie z Ryszardem Pawłowskim , podczas sceny, którą dramatycznie i plastycznie opisałam w pierwszej relacji.
Zadałam Przemkowi cztery pytania i Przemek odpowiedział e-mailem zgodnie z prawdą. Ponieważ nie posiadam zgody Przemka na publiczne użycie na forum jego odpowiedzi, cytuję swoje pytanie :
Czy to prawda, że Ryszard kazał mi zejść do swojego namiotu i czekać na kontakt telefoniczny? Nie pytam tu o jego intencje, czy i co potem powiedział Tobie itd, chociaż jeśli masz ochotę możesz napisać. Chodzi mi literalnie o odpowiedź bardzo precyzyjną na postawione w poprzednim zdaniu pytanie.
Tak jak prosiłam : Przemek odpowiedział jednym słowem. Prawdę.
Co według Kolegów fakt ów oznacza? Ryszard Pawłowski NIE ODESŁAŁ MNIE DO ABC.
Odesłał mnie do „mojego” namiotu.
Po czym przestał się interesować problemem co się ze mną stało.
Kwestii namiotów i faktu użycia obozu chińskiego nie będę w tym miejscu rozważać, bo jest to wątek poboczny chociaż ciekawy. Ryszard kłamie także i w tym miejscu.
Gdybym rzeczywiście była wówczas chora – powinien odesłać mnie na dół .
Nie byłam. Nie zrezygnowałam. Wbrew wszelkim przewidywaniom Ryszarda stałam tam przed namiotem w obozie drugim najwyraźniej gotowa iść dalej, lub czekać tam z nimi na wyjaśnienie sytuacji, będąc pewna, że nasze butle z tlenem w tym 8 butli Macieja i Małgorzaty są tam w górze więc czekać możemy, ale ja nie miałam wejść na szczyt, bo tak przecież arbitralnie uznał Ryszard znacznie wcześniej, jak sam przyznaje każąc podpisać mi oświadczenie, o którym poniżej. Gdybym tam została to manewr pozbycia się mnie – nie mógł się udać.
Więc co? Kazał mi iść do swojego namiotu 100 metrów niżej, po czym ruszył do góry.
Ocenę takiego zachowania pozostawiam Kolegom.
Kłamstwo goni kłamstwo. To już drugie w tym drobnym fragmencie wypowiedzi Ryszarda.
NIE ZOSTAŁAM PRZEZ NIEGO ODESŁANA DO ABC- ZOSTAŁAM ODESŁANA DO SWOJEGO NAMIOTU ŻEBY CZEKAĆ.
Trzecie to wspomniane moje oświadczenie.
Ryszard posiada je nadal i oczekuję, że przedstawi podczas Sądu Koleżeńskiego jeśli do niego dojdzie lub na forum – by wszyscy mogli go zobaczyć. Wyrażam zgodę z góry. Brzmi ono zgoła inaczej niż pisze Ryszard. Podpisałam je przy świadkach, wierząc naiwnie w dobrą wolę Ryszarda i że powinno mu zależeć na tym żeby jego klienci weszli na szczyt.
Nie mówi ono mianowicie o tym, że jeśli Ryszard lub Pinju zdecydują, że powinnam zawrócić - to zawrócę , tylko że jeśli wbrew tym decyzjom, pójdę dalej – to robię to na swoją odpowiedzialność. To zasadnicza różnica . Podpisałam owo oświadczenie po to by ewentualnie ochronić Ryszarda, w razie wypadku, który na tej wysokości kończy się przeważnie tragedią, żartując, że w ogóle we mnie nie wierzy w obecności kilku osób, oraz zastrzegając, że jak wiadomo Szerpowie najchętniej w ogóle nie szliby w górę, jako że pieniądze inkasują tak czy inaczej, więc decyzja Pingu dotyczy już samego ataku szczytowego ostatniego dnia – kiedy istotne jest tempo wejścia z obozu trzeciego i sytuacji extremalnych na górze i żeby on jednak weryfikował co mówi Pingu.
I sądzę, że osoby które mnie znają nie mają wątpliwości, że gdyby rzeczywiście wystąpił powód do odwrotu i gdybym uznała, że nie jestem w stanie iść wyżej, być może razem z Billem zawróciłabym, ale na pewno powyżej trójki. Nie wiem czy zdobyłabym szczyt. Tego nie wie nikt. Ale jak wynika z wypowiedzi oraz działań Ryszarda on „wiedział” już znacznie wcześniej.
Wiele innych rzeczy także „wiedział” i okazało się, że jednak nie do końca. Np. twierdził, że niemożliwe jest wejście na szczyt bez wcześniejszego spania na North Col. Uczyniła to Tamae Watanabe. Był zaskoczony, zresztą tym, że w ogóle weszła był zaskoczony jeszcze bardziej. Gdyby to on był jej cicerone – nie miałaby żadnej szansy nawet spróbować.
Ad meritum: byłam zakatarzona rzeczywiście, ale tak po prostu już mam. Przypuszczenie, że może mam chore zatoki padło w rozmowie z Maciejem i to przyjął Ryszard za pewnik, zupełnie nie rozumiem dlaczego, gdyż nigdy żaden lekarz tego nie stwierdził.
Wiele osób tam ma katar czy wręcz krwawienie z nosa i nawet piszą o tym w licznych wspomnieniach z tej góry, co nie przeszkodziło im jej zdobyć.
Robert w rozmowie telefonicznej ze mną potwierdził, że nie jest to nic niezwykłego ani niepokojącego i że on razem z Darkiem Załuskim szli w górę ze sporym katarem.
Poza tym czułam się dobrze i nie miałam innych dolegliwości. Wielokrotnie informowałam o tym swoich Przyjaciół w kraju, ponieważ do momentu ataku szczytowego dysponowałam własnym telefonem satelitarnym, który popsuł się 16-go maja.
I ostatni „drobiazg” w tym fragmencie wypowiedzi Ryszarda: czy ponieważ czułam się źle – to było dla mnie 6 butli? Dwie „dodatkowe” butle miały być dla mnie ponieważ zapłaciłam za nie już w Kathmandu, jako , że na stronach internetowych innych wypraw komercyjnych oraz w relacjach uczestników przeczytałam, iż koniecznych jest 6 butli. Dla innych mało doświadczonych w górach wysokich Polaków działających w równoległej wyprawie Darka było ich przewidzianych po siedem.
Ale być może akurat to tylko niefortunna w tym fragmencie interpunkcja Ryszarda – bo takie czy inne umieszczenie przecinka lub kropki w tym fragmencie (trzy zdania-nie-zdania) akurat znaczy coś całkiem innego. Być może fragment o butlach dotyczy kolejnego zdania.
Kolejny fragment wypowiedzi Ryszarda:
„Powoływanie się na to że nie wpuściłem jej do naszego małego namiotu zakrawa na kpinę i celowe odwracanie uwagi, bo pogoda była ładna i słoneczna …”
I w tak, krótkim zdaniu aż dwa kłamstwa.
Zdjęcie „małego” namiotu załączam. Koń jaki jest każdy widzi. No comments.
A kolejne pytanie, na które PRAWDĘ odpowiedział Przemek brzmiało:
Czy prawdą jest, to co potwierdziłeś w rozmowie z pozostałymi członkami wyprawy, że kiedy dotarłam w obozie drugim do Waszego namiotu, który znajdował się około 100 metrów wyżej niż nasz namiot, Wy siedzieliście w środku, a kiedy ja stałam i prosiłam o to żeby Ryszard mnie wpuścił, Ryszard tego nie uczynił argumentując, iż w namiocie nie ma miejsca.
Pogodę tego dnia obserwowało tam pod Everestem kilkaset osób więc tym bardziej łatwo to
karkołomne wręcz twierdzenie zweryfikować.
Wycofywało się wiele zespołów m.in Cobler, Dan Mazur. O przyczynach można przeczytać na oficjalnej stornie Dana Mazura – jednej z najbardziej szanowanych tam osób, lidera który parę lat temu nie poszedł na szczyt, tylko podarował drugie życie umierającej osobie pozostawionej tam przez własną wyprawę. Sprawa słynna. Filmy o tym kręcono.
Dana Mazura spotkałam już na Przełęczy Północnej.
[
www.summitclimb.com]
Ze szczytu jak już wspomniałam w pierwszej relacji – schodziła właśnie pierwsza grupa rosyjskiej wyprawy 7summit.
Oto jak Ludmiła Korobeshko, kapitan zespołu Alpari relacjonuje ów powrót ze szczytu.
[
7summits-club.com]
Captain Korobeshko on summiting Everest: How we did it.
Below 8,300 meters, the weather is much worse. At 7,700 meters, high winds tear at the tents. At the North Col we ended up in a snowstorm. By evening we made it down to 6,400 meters. And that’s it
Posiadam relacje innych osób, które się wycofywały, ale myślę, że te wystarczą.
Meteogram z owego dnia jest jednoznaczny.
Ryszard założył, że ja na szczyt nie wejdę, wobec powyższego zrobił wszystko aby tak się stało łącznie z tym, że po prostu zostawił mnie w obozie drugim polecając czekać w namiocie.
Pogoda była bardzo zła w tym momencie. Potem – jak sama napisałam chwilowo – zwłaszcza wyżej przejaśniło się, ponieważ chmury zeszły w dół.
Posiadam zdjęcie morza chmur, które zrobiłam czekając na Pinju w namiocie Koblera. Prawdopodobnie w tym momencie „Lider” „zapominając” iż kazał mi tam czekać poszedł z Przemkiem do góry, mówiąc Przemkowi, z tego co mi wiadomo, iż w taką pogodę i przy takim wietrze i tak nie mam szans na szczyt.
Ryszard oszukał mnie, że razem będziemy czekać na wyjaśnienie sytuacji: oni w swoim namiocie, ja w swoim. Inaczej – nie było żadnego powodu, dla którego zeszłabym w dół chociaż o metr, JEŚLI pogoda w tym momencie była „ładna i słoneczna”.
Skoro Ryszard nawet sprawę tak oczywistą i łatwą do sprawdzenia przedstawia w sposób nieprawdziwy – ocenę wartości merytorycznej całości jego wypowiedzi pozostawiam Kolegom.
Jego relacja zawiera jeszcze wiele innych „nieścisłości”.
„On też zapłacił za wyprawę”.
O powyższym - czyli o finansach, sprawach organizacji, planu, aklimatyzacji, sposobu traktowania uczestników, braku jakiejkolwiek pomocy czy chociażby porady w sytuacjach, w których na nią liczyliśmy i wielu innych można byłoby pisać jeszcze długo. Pozostawię to na razie innym uczestnikom aby nie przedłużać i nie zaciemniać meritum mojej sprawy i na tematy dotyczące ich zarzutów wypowiem się po zamieszczeniu relacji przez Małgorzatę i Macieja, jeżeli będę mogła dodać coś merytorycznego w tym temacie, a sądzę że tak będzie.
Wszelkie e-maile , informacje oraz każde zdanie z mojej relacji w każdym czasie i
miejscu jestem skłonna przedstawić i potwierdzić przed Sądem Koleżeńskim.
Wszelkie niejasne sformułowania i momenty mojej relacji jestem także skłonna nadal wyjaśniać w dyskusji na forum, ponieważ wypowiedzi niektórych Kolegów, także nie zgadzających się ze mną są merytoryczne, rzeczowe i interesujące a temat jak wynika z zainteresowania Kolegów poważny.
Iwona Zadarnowska