14 cze 2012 - 11:59:23
|
Zarejestrowany: 12 lat temu
Posty: 376 |
|
Lauro doskonałe to jest...
smaczne...
laura palmer Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Luc, ja się nie mylę. Ja parafrazuję
> GórFankę.
>
>
>
> "Rysio po zejściu do bazy zaczął opowiadać
> różne straszne rzeczy o końcówce drogi na
> szczyt. A to, że na trawersie wielka szczelina,
> że pod szczytem są pionowe ściany. Według mnie
> ewidentnie działał według zasady, że klient
> jest dobry, gdy płaci i nie ma większych
> ambicji. Generalnie nie przejawiał
> zainteresowania tym, żeby ktoś z nas wszedł
> jeszcze na szczyt"
>
> Anna Czerwińska, "GórFanka powraca w Karakorum",
> s. 30
> Gasherbrum II, 2003 r.
>
> No i potem to Anna prowadzi 2 klientów Rysia na
> szczyt:
> "Odczekaliśmy kiika dni i znów wyruszyliśmy w
> kierunku szczytu. Po dojściu do "jedynki" Jurek
> załamał się. Co prawda pogoda dopisywała,
> właściwie nic nie stało na przeszkodzie, żeby
> szedł dalej, ale zaczął narzekać na gardło
> (choć odniosłam wrażenie, że nic go nie
> bolało, tylko się po prostu wystraszył). Nie
> byłam dla niego górskim autorytetem - nim był
> Rysiu. Jednak Rysiu wykasował Jurka już
> wcześniej, a wtedy ten się podłamał"
>
> Potem Anna weszła na szczyt z drugim klientem
> Rysia, Tomkiem, to było 2 sierpnia. Po zejściu
> ze szczytu w obozie IV na 7400 przeżyli
> załamanie pogody. Dopiero 5 sierpnia udało im
> się zejść do trójki, a potem niżej.
> "Nawalczyliśmy się jak dziekie osły". A potem
> spotkali Rysia:
>
> "W drodze zejściowej do "jedynki" spotkaliśmy
> podchodzącego Rysia z tragarzem wysokościowym. I
> wtedy nastąpiła pełna konsternacja, bo on,
> zamiast gratulacji czy choćby przywitania w
> stylu: "Cześć, fajnie, że żyjecie", tak nas
> objechał, że w oczach stanęły mi łzy, ale nie
> z żalu, tylko z wściekłości. Po prostu zamiast
> się po ludzku ucieszyć, że żyjemy, wydarł
> się na nas. DostaŁo nam się wcale nie za brak
> łączności, tylko za namiot, którego nie
> znieśliśmy ! Kosztował jakieś 300 dolarów,
> więc bez przesady. Naprawdę nie byliśmy w
> stanie go ruszyć. Ja tez nie lubię zostawiać
> strzętu, ale czasem trzeba to zrobić, by
> ratować życie. Wykopanie go zajęłoby nam kilka
> godzin, bo był bardzo zasypany, a dodatku pewnie
> byśmy go podarli.
> Rysio szedł po namioty, a nie na żadną akcje
> ratunkową po nas, bo zapewne już wiedział, że
> schodzimy. Mnie bardzo bolało, że przyczepił
> się do namiotu w obozie IV, choć dobrze
> wiedział co się dzieje, że to była walka o
> życie. (...) "
Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty