Codziennie jeżdżę na rowerze ponad 30 km do pracy bez względu na pogodę - NO! - poza zaśnieżeniem i zalodzeniem. W weekendy różnie - albo razem z Maćkiem albo sama dodatkowo. Nigdy nie mierzyłam i nigdy nie porównywałam wskaźnika o którym piszesz. Nie wiem co to znaczy "jechaliście interwały".
Nigdy nie robiłam nic więcej - a nieraz nawet mniej przed wyjazdem w góry.
Znam doskonale swoje możliwości w górach. Tu codziennie mieliśmy do przejścia koło 700 metrow. Jak myślisz? Ile czasu mi zajmie przejście 700 metrów w Tatrach? Tam, po kilkunastu dniach w te i we wte (Maciek napisał co i ile) było to dla mnie za dużo. Po prostu.
Brak aklimatyzaji objawia się m.in. utratą sił. Znam to uczucie. Wielokrotnie je odczuwałam na początku wyższej góry. Potem to stopniowo mijało. Tu było odwrotnie.
To było pierwsze co braliśmy pod uwagę z Maćkiem. Niestety to podejrzenie padło. Nie twierdzę, że byłam przygotowana jak mało kto. Ale ani razu nie miałam kłopotu z mięsniami. Po zejściu niżej - siły wracały natychmiast.
Nie wiem, czy gdybyś wchodził w innym tempie, spokojniejszym, rozłożonym w czasie, czy złapałaby Cię ta kolka (czy co tam). To moje gdybanie oczywiście.
Rysiek popełnił kupę błędów. Błędów, których nie powinien popełnić organizując wyprawę na Górę Gór. I nie z taką grupą. Takie podejście to sobie mozna mieć jak się organizuje wycieczkę na Starorobociański i/lub z kumplami. A nie do strefy śmierci z nowicjuszami-turystami.
Uważam to co napisałam. Sorry - ale wiem co tam było, znam siebie. Nie musiałeś wszystkiego wiedzieć. Nie robię wycieczek osobistych do Ciebie a mogłabym. Bo uważam, że to nie ma sensu i jest niegrzeczne.
Ale też Cię lubię. I fajnie by było pojechać znów na jakąś górę razem. Za dwa lata jedziemy z Maćkiem ale bez Ryśka. Może się przyłączysz?
serdecznie Cię pozdrawiam :)