Ja wiem . Dzisiaj to weszłabym do tego namiotu siłą w rakach po jego śpiworze wykopując jeszcze lokatora "na pole" jak to u nas mówią w Krakowie - żeby sam sobie poszedł do "komfortowego i dwa razy większego" chińskiego namiotu skoro to taki "rzut beretem" - sto metrów w pionie .
W dół rzeczywiście blisko - w górę: godzinę tupania , ..."a tlenu coraz mniej"...;)
Wtedy pomyśłałam, że należy słuchać lidera. Kropka. I nie "mazać się" , że za ciężko. Wszak wyżej będzie ciężej.
Naczytałam się może za dużo heroicznych książek o wyprawach himalajskich.
No i jeszcze ten wiatr . Jak Luda napisała :rozerwało im namioty.
Trochę byłam zagubiona . Gdybym wiedziała, że mój przewodnik czy "lider" czy jakby się nie nazwał - tylko czeka, żebym się odwróciła - a potem "choduuuu .... " nie ruszyłabym się stamtąd nawet na pół metra - nawet w tej wichurze, chociaż może wyżej musiałabym wrócić , już raz powiedziałam na swojej także wymarzonej górze: idźcie beze mnie.