Gdyby taką
> relację o odhaczeniu drogi umieścił Darek Łysy
> Sokołowski, natychmiast zostałby zapytany przez
> ważne (bez ironii) postacie z forum, dlaczego
> zapisuje sobie to przejście mimo, ze nie
> dokończył drogi. Podejrzewam, ze tak byłoby z
> większością zawodników.
Kuba,myślę że przykład z Darkiem Sokołowskim jest zupełnie chybiony a nawet nie na miejscu. Jeśli chodzi o klasyczne przejście Darka Sokołowskiego Stąd do Wieczności to było to zwykłe oszustwo (przejście opisane pięknie w Górach, w którym napisane było czarno na białym, że Darek zjechał z Półki z Krzakiem - a jak wiadomo zjechał 20 metrów poniżej niej po końcu trudności technicznych, choć nie koniecznie psychicznych), które podobnie jak np Malanphulan dzięki temu, że udało się połączyć wiele spostrzeżeń różnych osób wyszło na jaw.
Staszek i Tomek napisali prawdę i ich przejście ma taką wartość jaka zostało przez nich opisana i tego im gratuluje!.
W czasach kiedy się wspinałem zimowo, faktycznie Daga wszyscy kończylii na szczycie. Myślę, że było to jednak prostsze rozwiązanie niż zjazdy. Moje pokolenie w ogóle unikało zjazdów, ponieważ one zawsze niosły ze sobą niebezpieczeństwo - kiepskie liny (podciągi nazywane bieliźniarami) stare haki i pęczki starych pętli, które szczególnie w zimie trudno było wymieniać w czasie zjazdów. Ludzie bardzo niechętnie zostawiali swoje haki na zjazdach bo nie można było iść do sklepu i ot tak sobie kupić.
Jeśli chodzi o zjazdy z krawędzi Kotła/Sanktuarki to po przejściu drogi Między Ściekami wraz W. Kurtyką zjechaliśmy po osiągnięciu łatwego terenu, gdyż było zbyt lawiniasto aby ryzykować wyjście. Już wówczas nikt nie kwestionował takiego rozwiązania, ponieważ przejścia dróg sąsiednich często odbywały się w podobnym stylu.
Co do samego Daga i kończenia go przez Sanktuarkę czy może (oryginalnie??), tak jak to zrobił zespół Kuczera/Księżak to mnie się przypomina, że wraz z Władkiem Vermessy kiedy przeszliśmy Daga klasycznie w 1982 roku również wspinaliśmy się jakoś wprost do góry i nie przypominam sobie aby były tam jakieś specjalne trudności. Wydawało mi się to wtedy bezpieczniejsze niż spacer korytem Sanktuarki, którym płynęła woda i co chwilę coś się sypało. Pamiętam też że Falco, który sprzedał nam Daga jako możliwego do odhaczenia, prosił byśmy sprawdzili teren/filar na lewo od wyjścia Wielkiego Zacięcia, którym później poprowadził Superparanoję.
Kończąc, chciałbym zachęcić jednak (szczególnie w zimie) do kończenia dróg na szczycie. Jest stary i jak sądzę dobry zwyczaj.
AM