partner okazał się być wykształciuchem - bo dał się trafić kamieniem w swój durny, niedokształcony łeb; ja zaś nie będąc pieknoduchem wyciągam brzytwę Okhama; odcinam kutasa, którego olbrzymią szansą staje się te niewielkie 15 m i "miętka" matka gleba; ja zaś jestem zajebistym bohaterem filmowym - pokonuję pozostałe kilkadziesiąt metrów w zejściu OS VI.x i przystępuję do resuscytacji, którą zarzucam po 3 minutach, bo przecież przypomniało mi się, że nie jestem pierdolonym pięknoduchem... na koniec pokazuję wała wykształciuchowi, który śmiał nie reagować na moje zabiegi ... auto-ratownictwo zostało dokonane!!!