> Sprawdzałem - da
> się tak zrobić, choć trzeba MOCNO trzymać
> linę przy zjeździe...
Jak się ma kiepski przyrząd (lub za cienką linę) - to na pewno.
BTW - czy jeśli pozwala na to konfiguracja ściany (tzn. nie ma
ryzyka obijania się o skały) można partnera opuścić inaczej,
niż przez wspólny zjazd z nim na jednym przyrządzie?
Ciekaw jestem, co bardziej doświadczeni koledzy powiedzą
na poniższe propozycje:
a) zawisasz nad partnerem na węzłach zaciskowych, przekładasz
liny idące spod jego przyrządu do gleby przez swój przyrząd,
odcinasz jego prusik i opuszczasz partnera w dół do gleby
asekurując go z góry na swoim przyrządzie,
b) instalujesz swój zjazd na linach poniżej poszkodowanego,
zawisasz na swoim przyrządzie pod partnerem, odcinasz jego
prusik, zjeżdżasz w dół, a gdy już jesteś na glebie kontrolujesz
zjazd partnera metodą "strażacką".
Metoda a) ma tę wadę, że nie wykorzystuje całej długości liny -
(w opisanym scenariuszu zabraknie 5 metrów). Poza tym wymaga,
by łączny ciężar prawie całego zespołu był utrzymany na węzłach
zaciskowych.
Z kolei metoda b) może sprawić, że partner będzie opuszczany
z szarpnięciami, bo nie zawsze (nie z każdym przyrządem
u partnera) można go płynnie opuszczać "na strażaka" jeśli
on sam nie jest w stanie w tym pomóc.
Dzięki nauce wylatujemy w kosmos,
dzięki religii wlatujemy w budynki.