Już mi się nie chce rozwijać tego drzewka więc zakłądam nowy wątek.
Maciek tzn Les Sir ma rację, że samo wiercenie i wklejanie to prosta praca i na dodatek dość przyjemna, chyba że w przewieszeniu i po skosie ;-) Trzeba mieć wyczucie czasu, bo klej szybko żeluje i początkujący mogą mieć straty na tzw "ustnikach" gdzie składniki kleju się wiążą, ale to są problemy w sumie banalne.
Logistyka szybkiego działania jest prosta do ogarnięcia i nie ma tu żadnej magii. O wiele mniej sympatyczne jest usywanie starych ringolców - czasem siedzą zaskakująco dobrze- ja akurat nie jestem ciężko zbrojny w szlifierkę kątową, więc pracuję ręcznie...
Ale wklejanie to jest jedynie finalny aspekt ubezpieczania drogi (nowej):
1. o wiele gorsza praca to oczyszczenie drogi. Łatwo się domyślić, że fajne (czyste) kawałki skały sa raczej pozajmowane. Czyszczenie rozkłada sie czasem na kilka dni i jest to mega upierdliwa robota, jak się chce to zrobić dobrze. Nie chce mi się tu rozpisywać, ale może będzie jakiś skutek edukacyjny. Najpierw trzeba ocenić, czy jest rzeźba, często schowana pod ziemią, trawskami, etc. Potem trzeba usunąć kruszyznę - także z okolic drogi - terenu nad drogą etc. Kompleksowe czyszczenie wymaga wycięcia krzaczorów, róznych chabyzi...
Dlatego właśnie kradnięcie projektów to syfilizm...
2. i jeszcze wyznaczenie wpinek - do tego potrzeba trochę wprawy i wspinaczkowego doświadczenia. Wpinki muszą być bezpieczne, z dobrych miejsc.
Ringi nie mogą wypadać w niepewnej skale. Często słyszę, że taki czy inny ring jest w złym miejscu, bo wpinka niewygodna, ale nikt podczas wspinania nie ma młotka, żeby sobie obstukał miejsce przy miejscu. Czasem ring nie może być gdzie indziej, ale jedynie dokładnie w tym miejscu, w którym jest. I tutaj się z Les Sirem nie zgadzam, że to takie proste i łopatologiczne...
Bo tego drugiego aspektu trzeba się po prostu nauczyć, nabyć - niech sobie każdy dopisze co chce. Można też miec to we krwi - znam takie przypadki - vide Miser
pozdrawiam
jt