są dwa pytania w tej sprawie.
czy chcemy żeby imprezy integracyjne były bardziej bezpieczne?
wprowadzenie regulacji państwowych nie pomoże tutaj.
na rynku następuje eskalacja oczekiwań, konkurencja "na ekstremalność". Generalnie każdemu organizatorowi wydaje się, że da radę zorganizować największą głupotę za coraz mniejsze pieniądze. każdy jest mistrzem świata. i rzeczywiście, wypadki zdarzają się bardzo rzadko. tyle, że jeżeli się zdarzają, to obracają się przeciwko wszystkim organizatorom. firmy będą wolały zorganizować zajęcia na quadach albo malowanie twarzy w czasie warsztatów teatralnych.
receptą jest założenie branżowego stowarzyszenia, które na zasadzie konsensusu opracowywało by wytyczne - czego nie robimy, jakie rozwiązania są rekomendowane. i wtedy atakować medialnie - dlaczego korzystanie z innych rozwiązań jest niebezpieczne, dlaczego warto zaufać tylko zrzeszonemu organizatorowi... tak to działa w innych krajach.
jeżeli ktoś wykracza poza standardy stowarzyszenia, to nie może liczyć na to, że pozostali będą go bronić.
czy chcemy, żeby była praca dla ludzi z naszego środowiska przy obsłudze imprez integracyjnych?
kilka lat temu przetoczyła się dyskusja na temat prac wysokościowych prowadzonych przez alpinistów. generalnie ludzie uważali, że to nie ma nic wspólnego z alpinizmem w ogóle won...
tyle, że prace wysokościowe były zawsze okazją do dorobienia dla ludzi ze środowiska. jeżeli ktoś prawie całe życie spędza w górach, to pracować w korporacji nie będzie. bo nie skończył studiów, bo nie ma doświadczenia zawodowego...
w efekcie w tej chwili pracami wysokościowymi zajmują się głównie firmy nie związane ze wspinaczami. stawki są zaniżane, bezpieczeństwo obniżyło się, koledzy nie zarabiają. warto było wypuszczać roboty z rąk, krzycząc że to niepotrzebne wspinaczom? tymczasem moi znajomi w hiszpanii czy francji wciąż pracują w gronie wspinaczy/grotołazów na robotach.
podobny proces następuje w imprezach integracyjnych - alpiniści są wypierani, za imprezy zabierają się harcerze, "komandosi" i narciarze.
tutaj też bardziej lobbing branżowy mógłby coś zmienić niż wprowadzanie regulacji prawnych. tyle, że nie pezetowski a branżowy.
artykuł z dziennika polskiego nie był inspirowany przez pza. to śmierć dziewczyny relacjonowany w mediach była inspiracją dla dziennikarzy. nie sądzę również, żeby ktoś w odpowiedzi zatrudnił jakiegoś pr-owca do wyprostowania poglądów prezentowanych w tym artykule.
najgorsze, że przeczytają to pewnie politycy, którzy postanowią "uporządkować" sprawę. i trudno się im dziwić, można powiedzieć, że zostawiamy pole. I tylko to jest argumentem za lobbowaniem za naszymi rozwiązaniami - aby nikt nam kagańca nie założył, możemy lobbować za naszymi regulacjami.