Troskliwy_Miś Napisał(a):
> (...) o ile brak ringów można jeszcze przeżyć
> (argumentacja powyżej) to opinię
> o mniej zaawansowanych wspinaczach zwanych
> "spitojebami" znacznie trudniej.
Nie chciałem nikogo urazić, a już najbardziej nie chciałem urazić Ciebie. Poza tym, "spitojebstwo" to preferencja osobnicza, nie mająca większego związku z poziomem zaawansowania. Np moja żona jest spitojebem :-)
> Zapomniał wół jak cielęciem był.
Że niby ja jestem tym wołem? Kto w takim razie jest cielęciem? Ktoś, kto zaczyna od panelu a potem szuka obitych dróg na swoim poziomie w skałach? Czy to jedyny słuszny model? Mój pierwszy kontakt ze wspinaniem miał miejsce na jurze, najpierw kolega wieszał mi wędkę na jakimś łatwym klasyku, później wieszałem ją sobie sam (budując stanowiska z repów). Od początku byłem beneficjentem zasady nieobijania tradowych klasyków, bo w odróżnieniu od łatwych dróg obitych, łatwe klasyki były przeważnie wolne i nikt mi na nich nie przeszkadzał. Pierwsze kości kupiłem mniej więcej w tym samym czasie, co pierwsze ekspresy, a nawet nie byłem na kursie (skałkowym, panelowym, czy jakimkolwiek innym). Nadal największą zaletą tradów jest dla mnie to, że łatwiej się do nich dopchać w słoneczny weekend, niż do dowolnej ringostrady. Dziwię Ci się, Troskliwy Misiu, że sam w ten sposób nie myślisz. Lubisz tłum i kolejki pod drogami? Słabo mi to pasuje do Twojego nicka - prawdziwe misie, w odróżnieniu od wołów i cieląt, nie idą tam, gdzie stado.