16 paź 2013 - 14:55:04
|
Zarejestrowany: 22 lat temu
Posty: 230 |
|
Mam wrażenie, że następuje tu rozmydlanie tego, co w alpinizmie szeroko pojętym było i mam nadzieję, że nadal jest cnotą nadrzędną - "Nie zostawia się partnera choćby był bryłą lodu". Odstępowanie od tej zasady jest postrzegane jako egoizm i dbanie o własny interes. Wszyscy czworo wiedzieli, że na szczyt chce wejść każdy z nich, a nie jeden, który zrealizuje cel wyprawy. Wszyscy czworo zaryzykowali wchodząc na szczyt o zbyt późnej porze. Wszyscy czworo zaakceptowali, że razem z nimi pójdzie osoba, która miała powiązane raki. Taka akceptacja zobowiązuje też do pomocy osobie, która będzie miała problemy z takimi rakami. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mógłbym spojrzeć ludziom w oczy po tym, gdybym opuścił partnera przed przebyciem przez niego trudności (tu kominek i szczelina) i poszedł sobie dalej nie czekając czy on pokonał niebezpieczne miejsca. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że miałbym nie umożliwić wejścia na szczyt partnerowi wiedząc, że mu na tym zależy. W tym kontekście Artur i Adam zostawili partnerów. Zostawili Maćka i Tomka PRZED trudnościami, które ci ostatni mieli przed sobą. Nawet w zmęczonym umyśle zdobywcy szczytu powinna pojawić się wtedy wątpliwość: "jak sobie poradzą partnerzy w tych trudnościach". Artur i Adam nie zatroszczyli się w najmniejszym stopniu o to, jak poradzą sobie partnerzy. Zostawili ich. Bo na zejściu osobą, która zostawia partnera, jest ten, który jest niżej i bliżej bezpiecznego schronienia.
Kolego "Ultima Thule" mydlisz ludziom oczy.
Nie możesz pisać w tym wątku ponieważ został on zamknięty