Jak już o tych prochach - to napiszcie może co myślicie o zażywaniu czegoś od bólu głowy. Jest na ten temat jakaś opinia bardziej rzeczowa niż "mądrości ludowe"?
Kiedyś starłam się jakoś przemęczyć - no bo tak mówili ludkowie, którzy gdzieś tam wyżej ode mnie wleźli - żeby nic nie brać. Ma to jakieś uzasadnienie w ogóle? Czy łyknąć jakąś pigułę i się nie męczyć?
Zwłaszcza na poczatku aklimatyzacji trochę łeb czasami boli. Pod Everestem od północy w dodatku człowiek przyjeżdża autem na 5200 - to trochę się organizm buntuje.