Byłam na tej wyprawie, więc po prostu wiem jak na niej było. Mówię tylko o tej swojej wyprawie - na innych nie wiem jak to wygladało (słyszałam kilka historii nieoficjalnych niepochlebnych , ale to opowieści z drugiej ręki, są też relacje odwrotne na stronie Patagoni). Stwierdzam, że na naszej wygladało W MIARĘ W PORZĄDKU.
- mieliśmy mianowicie wszystko co trzeba dla wejścia na tamtą górę - Ryszard nam to UMOŻLIWIŁ - a nie uniemożliwił , czyli:
była najpierw aklimatyzacja standardowa dla wszystkich wypraw idących doliną Khumbu, bez jakichś "eksperymentów", spokojnie etapami ogólnie przyjętymi przemieszczaliśmy się w górę po 400-500 m dziennie (w pionie) z dwudniowym pobytem w Namcze - jak wszyscy, potem część osób poszła na Island Peak a ja od razu do bazy pod Amą (i to było w miarę rozsądnie argumentowane - byłam już wcześniej na Island Peaku no to mogłam aklimatyzować się idąc do jedynki na Amie i schodząc,
była założona baza rozsądna - dla każdego namiot, namioty wspólne itp , były obozy - trochę może dla mnie za późno jedynka (stąd mówię o drobnych uchybieniach), w obozach było wszystko co potrzeba. Generalnie jak ktoś chciał iść do góry to poszedł. Jak ktoś zrezygnował - no to raczej z powodów zdrowotnych, czy jakichś bliżej dla mnie niejasnych jak Agnieszka z Wiesławem czy Magda. Nie było to zawinione przez Ryszarda - który wszak z nią szedł do góry osobiście.
Chciałam mieć swojego Szerpę, zgłosiłam takie życzenie i oczywiście za tą swoją fanaberię zapłaciłam no to Ryszard zadbał o wyznaczenie owego jak również dopomógł w pertraktacjach finansowych - i potem pilnował wałkonia żeby szedł do góry jak już pieniądze wziął.
Akcja "ratunkowa" którą prowadzono w bazie - w stosunku do mnie była przeprowadzona w mojej ocenie poprawnie, spokojnie, fachowo - chociaż ja byłam przerażona i spanikowana - w życiu się jeszcze nie dusiłam wcześniej ;). Znalazł się tlen, lekarz z innej wyprawy, czy też ratownik medyczny, który mnie zbadał, uznał , że nie ma bezposredniego niebezpieczeństwa i śmigło nie musi przylecieć. Oczywiście RP nie byłby sobą, gdyby na tej butli medycznej również nie zarobił - i to akurat uważam, że trochę nieładnie zarabiać na tego typu akcji, no ale o tym dowiedziałam się dopiero teraz, jak już poznałam ceny tlenu.
Jeśli ktoś miał pretensje na lub po tej tej wyprawie o cokolwiek - to ja ich nie słyszałam. W każdym razie nic konkretnego bo drobne niesnaski między ludźmi zawsze się zdarzają.
Dlatego twierdzę , że tą wyprawę RP przeprowadził w miarę poprawnie.
Nie starał się tam być uczestnikiem tak jak na Evereście - był liderem/organizatorem/przewodnikiem - więc miał czas skupić się nad tą swoją rolą. No a jeśli ktoś uważa inaczej - że do d... była ta wyprawa przeprowadzona - no to oczywiście może się przecież wypowiedzieć: najlepiej konkretnie oczywiście - co tam źle było zrobione, a nie wygłaszając ogólnie znane mądrości ludowe ;)
Jeśli weźmie sie pod uwagę osiagnięcia klientów RP na Amie - czyli liczbę osób, które tam weszły - w tym prawie wszystkie z kilkunastu Polek - które weszły w jego wyprawach, no to można uznać, że wyprawy RP na Amę są prowadzone na tyle poprawnie, że masz tam szansę na wejście na szczyt, w przeciwieńestwie do wypraw na ośmiotysięczniki - których efekty jak można zaobserwować nawet na stronie Patagonii są mizerne, a już w szczególności wyprawy na Everest - z których obie organizowane przez Patagonię były po prostu katastrofą i byłabym bardzo zdziwiona, gdyby w tej sytuacji doszła do skutku trzecia zaplanowana jak można się dowiedzieć na rok 2014.
No to tyle na temat tej prawdy względnej ...
Pozdrawiam
Iwona