OK, ale niech taką dyskusje toczą fachowcy (czyli doswiadczeni himalaiści albo specjaliści od medycyny wysokościowej), a nie osoby, które w ogóle nigdy nie były na żadnej wysokości powyżej Mount Blanc (a takich na tym forum pełno), albo osoby takie jak Ty czy ja - ktorym sie co najwyżej wydaje, że mają jakieś doświadczenie wysokościowe. Tylko wtedy taka dyskusja może nas wszystkich czegoś nauczyć. O ile to w ogóle mozliwe. Bo mnie się zdaje, że jest to problem bardzo indywidualny, a wszelkie generalizacje (typu: taki schemat aklimatyzacji jest dobry a taki zły) - ryzykowne. Dlatego pytanie, ile czasu powinien człowiek spędzić w tzw. pierwszej strefie śmierci (ki czort?!, słyszałem o strefie śmierci, a nie o pierwszej strefie śmierci, to jest i druga?, a może i trzecia jeszcze?), jest jakimś nieporozumieniem - skąd Ty wytrzasnęłaś te 12 dni? I kto miałby Ci na to pytanie odpowiedzieć? Chyba ci, co byli na evereście. Ale takich tu akurat ma tym forum nie zauważyłem.
Jedyny sposób, aby się "nauczyć" własnego organizmu i jego zdolności adaptacyjnych do dużych wysokości - to zdobywanie indywidualnego doświadczenia poprzez uczestnictwo w wyprawach na coraz wyższych wysokościach. Tego się nie dowiesz od żadnego przewodnika czy opiekuna - wszystko jedno, Pawłowskiego, Brice'a czy Mazura. Musisz wiedzieć sama, jak twój organizm reaguje. Nie istnieją też uniwersalne schematy, dobre na każdą okoliczność i dla każdego "himalaisty" (a zwłaszcza himalaisty - turysty).
Jeżeki "puchniesz" na wysokości 6 tys.m, to w jaki sposób chcesz wejśc na 8 tys.m. albo wyżej? Wiem, wiem, powiesz mi, że z tlenem to jakby o 2 tys.metrów niżej. Ale przecież to bez sensu tak myśleć. Jeśli przeplyw jest na 2l/m (czyli zalecany, bo wtedy butla starcza na ok.6 godzin), to na pewno nie jest to 2 tys.m (moze 1 tys., a moze mniej - znów sprawa bardzo indywidualna). Poza tym butla może się po prostu skończyć - a wtedy organizm musi byc przygotowany na funkcjonowanie bez tlenu nawet na wysokości 8500. Jeżeli nie wiesz, jak twój organizm zareaguje w takiej sytuacji (a skąd masz to wiedzieć, skoro przed everestem nie bylaś na żadnej górze powyżej 7 tys.m), to igrasz z losem. I jeżli cos ci stanie i umrzesz na poręczówkach, jak ten Rosjanin, albo się ciężko odmrozisz, to sama byłabyś za to odpowiedzialna. Bo po prostu NIE POWINNO CIE TAM BYC. Mam nadzieję, że już to zrozumialas. I wybierzesz się na coś, co leży w zasięgu Twoich mozliwości. Szczerze doradzam Aconcaguę (ma ciężkie warunki tlenowe, idealny trening przed Cho Oyu albo GII)