Nie chcę pretendować do roli specjalisty od wszystkich subdyscyplin wspinania, ale w wypadku kolejnych wersji definicji "zimowości" przejść analogie nasuwają się same - poprzez porównanie do definicji klasyczności przejść skalnych.
Skoncentruję się na jednym przykładzie - kolejnych przejść "klasycznych" i klasycznych Rysy Babińskiego (dla niezorientowanych - legendarna rysa pod Krakowem, w Wąwozie Bolechowickim). Riko Malczyk odhaczając tę drogę na wędkę (za pomocą kilku haków w trudnościach, których się chwycił) robił jak najbardziej klasyczne przejście w realiach 1969 roku - choć pierwsze czyste przejście na wędkę zrobił w 1973 roku Wicio Sas-Nowosielski.
Tak samo Tomek Opozda prowadzący Babiniaka po uprzednim dobezpieczeniu jej hakami ze zjazdu w 1979 roku był przekonany, że odhacza tę drogę (tutaj klasyczność psuje fakt, że Odwłok przytrzymywał się niektórych haków podczas wpinek do nich i jak mi powiedział ponad 10 lat temu, już wtedy miał świadomość, że to było nieczyste stylowo). Tymczasem niekwestionowanym przejściem tej drogi w sposób, który dzisiaj uznajemy za klasyczny, było dopiero prowadzenie Andrzeja Marcisza na kostkach w 1981 roku. Dobrze, że autorzy przewodników pamiętają o tym marszu do klasyczności, ale według dzisiejszych definicji autorem pierwszego przejścia klasycznego był wyłącznie Andrzej Marcisz.
Przenosząc analogię na "zimowość" przejść w Himalajach i Karakorum - jeśli zainteresowana społeczność przyjmie argument Simone Moro, że aby wejście było zimowe, należy opuścić bazę po raz pierwszy nie wcześniej niż 21 grudnia i zejść po zdobyciu szczytu do bazy nie później niż 21 marca, to przy uznaniu zasług poprzedników, zbliżających się do "zimowości", los niektórych wejść na ośmiotysięczniki podzieli los przejść "klasycznych" Babiniaka przez Riko, Wicia i Odwłoka.
m.b.