Marcinos Napisał(a):
> Chciałbym się powstrzymać od swojej analizy tego
> wypadku, jedynie co mogę na razie napisać,
> to że nie była to droga na której nie było
> możliwości założenia lepszej asekuracji.
To już jest całkiem bogata analiza, wbrew pozorom:-)
Była możliwość osadzenia gęściej i lepiej, ale nie
została wykorzystana - w nadmiarze zaufania do
pobieżnie przetestowanego przelotu.
> Też jak najbardziej polecałbym tamte rejony oraz
> drogi na stawianie dalszych kroków we wspinaniu na
> własnej asekuracji, po kursie skałkowym (zwykle
> robionym na jurze).
A to ciekawy i odrębny temat. Powszechnie się uważa,
że kurs lepiej robić w Sokołach, ze względu na asekurację
właśnie. W granicie jest ona łatwiejsza.
Niemniej, logicznie rzecz ujmując, ktoś, kto nauczy się dobrze
asekurować w wapieniu, powinien sobie łatwo poradzić również
z każdą inną skałą, a już Sokoły powinny być dla niego pryszczem.
Tylko pytanie, czy w ogóle jest możliwe nauczenie się asekuracji
w wapieniu na jednym krótkim kursie... Śmiem wątpić. Łatwość
wyrwania przelotów osadzonych z "sokolikową niefrasobliwością",
łatwość ukruszenia skały - to coś, z czym trzeba się oswajać
latami. I pewnie ktoś, kto nie poleci i paru kostek nie wyrwie
nie może być niczego w tej materii pewien.
> "Jak napisałem w wątku Ekipowanie większość DDS-ów
> w naszym wapieniu udaje się ponieważ prowadzący
> NIE odpada."
> W mojej skromnej opinii i przekonaniu, większość
> wapiennych dds-ów jest raczej dobrze i bardzo
> dobrze asekurowalna. Hardcory DDS-owe stanowią
> raczej mniejszość.
A często latałeś na własnej w mydle?
Ja jeszcze nigdy, natomiast jako posiadacz
jako takiej wyobraźni mechaniczno-fizycznej
mam wątpliwości co do wielu jurajskich DDSów -
na których miejsca na kości i pętelki jest często
aż nadto, ale jakość skały pozostawia sporo
do życzenia. I niestety, nie ma łatwego sposobu
na jej sprawdzenie. Nawet wytrzymanie
kontrolowanego lotu testowego o niczym
nie świadczy. Specyfika wapienia.
> Jeśli czyjąś motywacją jest zrobienie
> hardcorowego, śmiertelnego dds-a wyłącznie dla
> chwalenia się tym i bycia sławnym, to też z całego
> serca polecam wizytę u lekarza!
A jeśli ktoś chce ten sam hardcore'owy, śmiertelny
dds poprowadzić (w tajemnicy nawet przed najbliższymi)
jedynie dla samego siebie, to uważasz, że wszystko
z nim w porządku?
Ja bym aż tak bardzo nie wnikał w przyczyny, dla których
się wspinamy. Ryzykowanie dla sławy i dla własnej
satysfakcji, czy też po prostu "masowania kompleksów"
jest jednakowo głupie i jednakowo chwalebne - zależnie
od punktu widzenia. Może dla Ciebie, jako introwertyka,
motywacja sławą jest mniej wartościowa niż jakieś
tam wewnętrzne zmagania. Dla mnie bardziej od
motywacji liczy się sam czyn.
Pozdrawiam, a jakby co - zapraszam na herbatę do 129 :-)))