W pewnych kwestiach muszę przyznać krytykom "szkoleniowców" z PZA rację.
Kilka lat temu napisałem do pewnego człowieka z PZA z komisji szkolenia (nie podaję nazwiska, bo nie mam tego maila i dokładnie nie pamietam, czy tak się ta komisja nazywa) w następującej kwestii (zaznaczam, że mail był bradzo uprzejmy w tonie):
Jak mogę uzyskać Kartę Wspinacza (po kursie skałkowym) i w zasadzie po co mi ona? Chciałem wiedzieć, czy jest jakiś sens zabiegania o tę kartę, skoro w moim mieście nie ma możliwości jej zrobienia, więc musiałbym gdzieś jechać, nie wiadomo gdzie, kiedy, jak i za ile. (Nie jestem kolekcjonerem papierków - ale tego nie napisałem).
Otrzymałem nadętą odpowiedź w stylu urzędowym, typu: "Skoro Pan nie rozumie, po co jest Karta Wspinacza, to trudno". I żadnych wyjasnień, po co.
Cóż, nadal nie rozumiem, po co. Zresztą osobiście uważam, że po nic, podobnie jak KT. Szkolimy się dla siebie.
Ale ta arogancja, a raczej bufonada człowieka z PZA jakoś mnie zabolała. Na szczęście spotkałem też bardzo sensownych ludzi z Pezety - co przekreśliło tamto niemiłe doświadczenie.
BYć może ów urzędnik PZA zachował gdzieś naszą korespondencję - pozwalam na upublicznienie, bo po tylu latach może coś mi się mieszać. Ale nie sądzę.