wysoki poziom wspinania uważam za warunek KONIECZNY bycia instruktorem, ale nie WYSTARCZAJĄCY
w Waszym rozumieniu każdy z prowadzących powiedzmy VI3 OS, VI5 RP byłby z założenia dobrym instruktorem, ukończywszy oczywiście odpowiedni kurs, tak Was zrozumiałem
starsi koledzy opowiadali mi, że kiedyś trzymano się takiej właśnie zasady i instruktorami mianowano wszystkich topowych wspinaczy w myśl zasady: dobrze się wspinasz, masz wyniki, będziesz przekazywał wiedzę, umiejętności młodym !!! jednak jak podobno pokazała praktyka nie wszyscy z nich potrafili swoje doświadczenie przekazać, tak słyszałem
za warunek wystarczający uważam predyspozycje do pracy z ludźmi, nazwę to dość górnolotnie talentem pedagogicznym, za którego cechy uważam min: wyczucie, intuicję, spolegliwość, empatię, cechy których nie sposób nauczyć się na kursie instruktorskim niestety
pozostaje jeszcze kwestia metodyki, tak nie lubianej ale ważnej, oraz własnej praktyki zawodowej, która przychodzi powoli i z czasem, czyli tzw. dupogodzin, tego nic nie zastąpi, pewnie dla tego we Francji czy na wyspach zdobywanie wyższych kwalifikacji instruktorskich tak odwleka się w czasie
nikt mnie nie przekona, że super mega alpinista stanie się po kursie kwalifikacyjnym instruktorem, który będzie w stanie przygotować do wspinania w górach każdego kursanta zważywszy na różną przecież ich pojętność i do wspinania w górach predyspozycje (inna sprawa kurs skałkowy ale nie chce rozwlekać)
nie rozumiem również dlaczego to ktoś, kto wspina się na powiedzmy poziomie II / III nie miałby uzyskać nie obowiązującej już co prawda KT? wspinanie, podobnie jak wszelkiej różnorodności aktywność jest powszechne, w Alpach małżeństwa po 50-tce, łoją długie granie i filary, dlaczego takiej przyjemności miano by odmawiać np. moim rodzicom w naszych Tatrach gdyby obowiązywała KT?
podobnie nie pojmuję dlaczego strach miałby być czynnikiem pomagającym w nabywaniu umiejętności asekurowania się? nie znam nawet żadnej zasady dydaktycznej, która by o tym mówiła, wręcz przeciwnie, stres nie powinien towarzyszyć nauce
inną sprawą jest dostosowanie wymagań do możliwości klienta zarówno w dół jak i w górę skali tatrzańskiej, jednak czy wraz ze wzrostem trudności technicznych zwiększają się trudności w asekuracji? pewnie tak jeśli kursant robi V a uczy się go zakładania kości w rysie VII-, ale to się kompletnie mija z celem, i jest z założenia błędem dydaktycznym, natomiast jeśli swobodnie przechodzi VII+, to nie będzie to dla niego stanowiło różnicy innej jak tylko w sferze przyjemności wspinania
w moim rozumieniu w obszarze asekuracji tego samego można nauczyć się na mocnych drogach jak i na parchach jeśli oczywiście mówimy o kursie podstawowym a nie doskonalącym (w kwestii parchów polecam Ładne kwiatki lub Psią krewkę na MSW, drogi krótkie, nie trudne, wymagające umiejętności asekuracji)
porównanie Setki i Małolata nie komentuję, drogi są tak odmienne jak pewnie odmienne są ich walory edukacyjne, choć w przypadku tej drugiej trudno mi zrozumieć dlaczego kurs miałby na nią właśnie chodzić? chyba tylko dla pięknego podsumowania kursu, w nagrodę dla dobrego zespołu, co praktykuje Mikser
i to by było z grubsza tyle...
to oczywiście jest moje zdanie na temat, o którym tak intensywnie dyskutowaliście, którego nie narzucam a pozostawiam do rozważenia
pozdrawiam