Pisząc o spostrzeżeniach socjologicznych i niewesołych moim zdaniem wnioskach z nich płynących, muszę jeszcze napisać o jednym.
Robiąc kurs w skałach jakieś 11-12 lat temu u Bogdana Krauzego (swoja drogą miał wtedy doborową kadrę: Blondyn, Ruda, Wesiek Ignatowski) były takie dwie popołudniowe pogadanki na tematy tatrzańskie. Dotyczyły one historii, ważniejszych przejść, rozwoju techniki wspinaczkowej, aż do wydarzeń aktualnych i tego jak kształtowało się podejście do gór i ETYKI. Było to podane tak, że kumple ze studiów których zabrałem i którzy przed kursem nigdy w skałach nie byli chłonęli, tę wiedzę garściami. A wszystko to po to, by część z nas idąc kurs tatrzański była PRZYGOTOWANA nie tylko technicznie, ale by posiadała pewien zakres wiedzu umozliwiającej - co zabrzmi z pewnym może przesadnym zadęciem - ich zrozumienie.
Blondyn z kolei szkoląc "pywatnie" w Tatrach brał kursantów na Słowację. Tam też była tłumaczona pewna inność ich podejścia do wspinania, wynikająca po części z tego, że ich zapleczem treningowym były piachy. To wszystko dawało pewne całościowe przygotowanie do bycia "Taternikiem". Można to nazwać staroświecką pozytywistyczną postawą, jednak wobec tematu tej dyskusji jak najbardziej słuszną.
Bowiem trudno jest co kolwiek ustalać, regulować, negocjować i rozumieć sens i cel tego wszystkiego, w sytuacji kiedy duża część osób których to ma dotyczyć nie wie czemu ma to służyć. W kraju gdzie każdemu wszystko wolno, gdzie z zasady neguje się prawie wszystko począwszy od staroświeckiego zwyczaju spuszczania po sobie wody w kiblu, pomysł z regulaminem, podziałem na strefy, dzieleniem kazalnicy od filara na lewo i prawo jest dla mnie mało życiowy. Okazać się bowiem może że liczba chcących przestrzegać jakichkolwiek ustaleń będzie dokładnie taka sama jak liczba jeżdzących w terenie zabudowanym 50km/h.
Dlatego edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja powinna pozwolić nam Tatr nie spacyfikować, pozwolić na stały rozwój i być jednym z uczestnkików który nie zostanie wylany z lokalu za niespuszczanie po sobie wody w kiblu.
Bo może trzeba wrócić do pracy u podstaw i tej dotyczącej etyki jak i tej dotyczących papierków, petów i takich tam nie istotnych drobiazgów.
p.s
Wiem że tym postem nie wnoszę ożywczego powiewu to tego wątku, ale muszę sobie poględzić.
p.p.s.
Kto z państwa jeździ 50 km/h w terenie zabudowanym?
Pozdrawiam