Czuję się w obowiązku rozwinąć i uporządkować poprzednie rozmyślania.
Dwa "obozy" prowadzące ze sobą dyskurs prowadzą go w oparciu o:
- podbudowę intelektualną, czyli przeczytane lektury, rozmyślania własne itp.
- doświadczenia własne a więc wspin w piachach, w stylu "francuskim", ścianowe wspinanie
"tradycyjne", prowadzenie trudnych dróg od dołu jak i od góry.
Czyli posiadając szerokie spektrum doświadczeń staraja się wymyślić patent na Tatry XXI w.
Natomiast rozważania te nie uwzględniają moim zdaniem czynnika socjologicznego. Opisał bym to jak dyskusje dwóch konstytucjonalistów, której przysługuje sie Ferdek Kiepski...
Dyskusja ta moim zdaniem ma szanse być kolejnym biciem piany ponieważ, znacznej części "użytkowników Tatr" ona nie obchodzi.
Dlaczego?
Obrazek pierwszy: Dolina Kobylańska, maj/czerwiec zeszłego roku. Pan instruktor w spadochroniarskim berecie (na oko 60 lat) szkoli. Prowadzi drogi po ringach. Kursanci obojetnie podążają jego śladem przez cały dzień.
Obrazek drugi: Hala. Lata +- 1995/2003. drogi kursowe z utrzymujacą się na stałym poziomie procedurą wypełniania asekuracji przez "bezpieczne" punkty.
Obrazek trzeci: Słowacja droga w otoczeniu Batyżowieckiej- drugi polski zespół. Poblemy ze wszelkimi działaniami asekuracyjnymi innymi niż wpięcie ekspresa w punkt.
Czy nie jest tak, że obecny model szkolenia który chyba wytworzył się po wypadku zespołu Hirsznowskiego na Mięguszu zaczyna przynosić swoje owoce. Wtedy przecież wiele osób doznało olśnienia, że profesja instruktora jest bardziej niebezpieczna niż się do tej pory wydawało i jednak można się zabić.Od tego momentu rozpoczęła się ekspansja działań "poprawiajacych" tu i ówdzie protekcję, żeby się nie denerwować, żeby bezpiecznie wycofać. Ja nie mam o to pretensji, ale czy w ramach tego procesu nie zapomniano o tym, że kursanci patrzą i uczą sie od idoli. A przykładanie podwójnej miary do pewnych zjawisk rzadko kiedy wychodzi na dobre. W efekcie będziemy mieć rosnacą liczbę ludzi którzy od początku zostali "wychowani" w pewnej "etyce" i nie przedstawiono im innej alternatywy. Dla wielu osób JEDYNYM sposobem tworzenia drogi będzie zjazd od góry.A jednocześnie jak jest niebezpiecznie to się tu i ówdzie poprawi. Dlatego pewnie w tym albo następnym sezonie ktoś "poprawi" Bushido. W końcu to taki fajny ciąg..
Pisząc to wszystko pragnę się podzielić refleksją, że w jakimś stopniu pogrzebana została szansa na wyedukowanie kolejnych roczników. Bo jednak góry typu Tatry, z ich skalą wymagają innego podejścia niż dol. Kobylańska.
Panowie! jesteście ludźmi którzy mają fijoła na punkcie tych gór. Jednak różnych, różnie kręci, a trudno moim zdaniem wychodzić z założenia że jak chcą to to sami znajdą tę inną alternatywę. Wystarczy spojrzeć na dane dotyczące czytelnictwa, albo porozmawiać z uczniem dobrego liceum w Warszawie, który ma problemy ze zlokalizowaniem podstawowych zabytków i miejsc w tym mieście. Jeżeli ta grupa wiekowa jest podstawowym zapleczem kadrowym dla panelu, skały, ściany to czy po kimś takim można oczekiwać, że będzie czegoś innego w tych górach poszukiwał niż "ciągu przechwytów"? A jeżeli tak właśnie jest, to i tak etyka młota, a nie "sportowa" czy "francuska" pozbawiona pięknej podbudowy jaką ma Szalony i Paszczu zatriumfuje.To kwestia czasu.
Pozdrawiam