Pronazistowskie sympatie obecne wśród alpinistycznej czołówki niemiecko-austriackiej w latach trzydziestych są faktem. Ale oceniając je zdecydowanie negatywnie, robimy to jednak z dzisiejszej perspektywy, tzn. wiedzy o tym, czym był nazizm i ile ofiar miał na sumieniu. Ta wiedza ani nie była powszechna w latach trzydziestych, ani jeszcze w ogóle wtedy "nie zaistniała" (to przecież dopiero II wojna światowa "wyprodukowała" największe nazistowskie zbrodnie z holocaustem na czele). Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, że naziści w latach trzydziestych byli łagodni jak baranki i że nawet średnio inteligentny osobnik obserwując już wtedy ich politykę fizycznego niszczenia swoich przeciwników politycznych, nie mógł racjonalnie przewidywać, do czego ta polityka doprowadzi. Przecież obozy koncentracyjne wyrastały w latach trzydziestych w Niemczech jak grzyby po deszczu, w czym "specjalizowała się" SA Ernsta Rohma, jeszcze przez "nocą długich noży". Nie należy jednak zapominać, że Hitler miał rzeczywiste społeczne poparcie i nawet gdyby nie wprowadził formalnej dyktatury przez likwidację partii opozycyjnych, wprowadzenie cenzury czy zniesienie niezawisłości sądownictwa, to i tak zapewne bez większego problemu wygrywałby każde wolne wybory w Niemczech w tamtych czasach. Zatem, patrząc na pronazistowskie sympatie części niemieckich czy austriackich alpinistów ze ścisłej czołówki w roku powiedzmy 1934 czy 1936, starajmy się umieścić je jednak w pewnym historycznym kontekście. Oczywiście, nie relatywizując tematu nadmiernie, ale też pamiętając, że alpiniści to na ogół nie są intelektualiści i działacze polityczni, tylko po prostu sprawni sportowcy, tacy sami, jak ci, którzy w 1936 r. defilowali przed Hitlerem w dniu otwarcia olimpiady w Berlinie, który z trybuny honorowej pozdrawiał ich ręką wyciągniętą w znanym nazistowskim pozdrowieniu.
Komunizm też finansował sportowców i czynił to z prawdziwą pasją, bo chyba tylko w sporcie oraz w produkcji rakiet jądrowych mógł dorównać Zachodowi. Że najwybitniejsi polscy himalaiści, z Kukuczką na czeli, obficie i bez żadnych zahamowań z tego korzystali, to już temat na inna dyskusją. Zresztą, jak słusznie zauważył tu jeden z dyskutantów, niby czemu mieli nie korzystać? A przecież, podobnie jak ich niemieccy czy austriaccy koledzy w latach trzydziestych, wiedzieli już chyba co nieco, w jakim ustroju żyją, znali prawdę o roku 1956, 1968, 1970 czy 1976. Nie wspominając już o latach osiemdziesiątych, dekadzie największych sukcesów polskiego himalaizmu, kiedy prawda o ustroju "realnego socjalizmu" była już chyba oczywista dla wszystkich, łącznie z działaczami PZPR.