Tekst Mariusza Wilanowskiego z 2008 r. dość wiernie odpowiada innym dostępnym relacjom historycznym z prób zdobycia płn ściany Eigeru w latach trzydziestych, przynajmniej tym, z którymi miałem okazję się zapoznać (jestem jednak tylko historykiem-amatorem). Jeśli tak zdecydowanie zaprzeczasz tym relacjom (czy ustaleniom stanu faktycznego), to oczywiście masz do tego prawo, jednak Twoim podstawowym obowiązkiem, zgodnie z podstawami warsztatu historyka alpinizmu, jest podanie źródeł tych ustaleń faktograficznych, odbiegających od powszechnie dotąd znanych. Jeśli chcesz żeby to było traktowane poważnie, to nie wystarczy kategoryczne "nie", "nie było","nie czekał" jako Twój komentarz do testu Wilanowskiego. Tym bardziej, że mówimy o wydarzeniach już dość odległych w czasie, kiedy prawdopodobnie nie żyje już nikt z uczestników tych wydarzeń. Skąd zatem pochodzi Twoja wiedza na temat ich przebiegu? Mógłbyś powołać się na jakieś książki, opracowania, notatki czy inne wiarygodnie źródła historyczne? (pytam nie przez złośliwość, ale z ciekawości, bo sam jestem zafascynowany tym okresem). Tym, co najbardziej mnie zbulwersowało w Twoim tekście, jest dość jednoznaczne oskarżenie szwajcarskich ratowników, w tym jednego wymienionego z imienia i nazwiska, że bezpośrednio przyczynili się do śmierci Toniego Kurza (zgubienie 60 m liny, nieudolne powiązanie 2 trzydziestometrówk z węzłem, który się zablokował w karabinku). No wybacz, ale tu już poszedłeś o krok za daleko. Piszesz, jakbyś tam był obok nich i to wszystko widział na własne oczy. Skąd to wiesz u diabła? (ponownie: podaj swoje źródła, jeśli to ma być traktowane poważnie, a nie jakaś kolejna ściema).
Na koniec, jeśli masz (a czuję, że masz) temperament rasowego historyka, to powinieneś wiedzieć, że tego rodzaju teksty, stawiające radykalne tezy, powinny być podpisane. Tekst Mariusza Wilanowskiego jest tekstem Mariusza Wilanowskiego. Jeśli autor napisał bzdury, już to z nim zostanie. Tekst "jabu" jest tekstem nie wiadomo kogo. Jeśli to, co napisałeś, to bzdury, nie poparte żadnym dowodem, to nawet nie ma jak Cię skompromitować.
Pozdrawiam
Marcin Oblicki