Piotr Morawski zdobył Sziszapangmę, czego nikt nie kwestionuje, 14 stycznia 2005 r.,a więc w okresie, który na półkuli północnej w strefie klimatu umiarkowanego uznawany jest za zimę. Problem z definiowaniem "himalaizmu zimowego" polega zaś na tym, że, przynajmniej w potocznym rozumieniu tego słowa, warunki zimowe panują w Himalajach cały rok, co najwyżej z różnym natężeniem (w tzw. zimie kalendarzowej jest to głównie kwestia silniejszych wiatrów i większych mrozów), zatem, w sensie czysto alpinistycznym (czyli specyfiki wspinaczki) nie ma tak bardzo istotnej różnicy między wspinaniem "zimowym" a "nie-zimowym" (jaka jest choćby w Alpach czy naszych Tatrach). Oczywiście wejść w tzw. okresie zimowym jest bardzo niewiele (w porównaniu np. z okresem wiosennym), ale w okresie jesiennym w Himalajach też wejść szczytowych jest niewiele. Podejrzewam, że jest to kwestia prawdopodobieństwa sukcesu. Wyprawy organizuje się w takim okresie, żeby szansa wejścia na wierzchołek była jak największa. Szansa wejścia w tzw. okresie zimowym jest niewielka ze względu na bardzo silne wiatry i krótkie okna pogodowe. Z tego względu, może trafniejszym określeniem niż "himalaizm zimowy" byłoby "himalaizm wiatrowy"?