Sprobuje odpowiedziec na Twoje pytania. Nasza nowa droga prowadzila przez SE Pillar w scianie Rupal (ok. 4100 metrow sciany). Wyprawa nie mogla sobie poradzic z zalozeniem obozu No.3. Byly bardzo trudne warunki wspinaczkowe ze wzgledu na lawiny ktorymi bylismy bombardowani dzien i noc. Nanga Parbat jest ostatnia wysoka gora w lancuchu Himalajow i "robii" wlasna pogode. Zima sytuacja na scianie Rupal jest nieco lepsza, bo temperatury powietrza sa znacznie nizsze i to powoduje mniejsze zachmurzenie sciany. Wewnatrz chmur przylepionych do sciany Rupal panuja warunki zimowe - b. silne wiatry, gwaltowne opady sniegu no i te nieustajace lawiny sniegowo-kamienne. Jedna z nich na zawsze zabrala Piotrka Kalmusa a druga o malo nie zabila Samolewicza. Ja tez dostalem sporym kamieniem w kask, ale dzieki wypchanemu do granic kominowi plecaka ktory byl na poziomie kasku przezylem.
Pod koniec czerwca wreszcie udalo nam sie zalozyc Oboz 3 (Carsolio, Kukuczka, Potoczek). Razem z Jurkiem i Carlosem postanowilismy isc dalej do gory bo permit sie konczyl o ile dobrze pamietam w polowie lipca. Po 2-3 dniach walki z "cukrowatym sniegiem" zalegajacym seraki udalo nam sie zalozyc oboz IV. Wtedy doszli do nas Zyga, Czyzewski i Samolewicz. Jurek razem z Zyga podjeli decyzje o zespole atakujacym szczyt i w czworke ruszylismy w gore, juz bez zakladania poreczowek. Mielismy bardzo skape zapasy jedzenia i paliwa. Widziales film "Jurek"? Tam zobaczysz sporo moich zdjec z tej wyprawy. Wspinaczka w stromych partiach serakowych byla bardzo wyczerpujaca. Pierwszy atak szczytowy skonczyl sie kiblem w dziurze snieznej tuz pod szczytem. Warunki pogodowe byly fatalne. Wreszcie udalo nam sie wejsc na szczyt. Na szczycie Nanga Parbat jest metalowy "marker" - tam znalezlismy przywiazany do niego proporczyk Polskiej zenskiej wyprawy pod wodza Wandzi Rutkiewicz. Na szczycie Zyga mial juz poczatki choroby wysokosciowej - nie za bardzo wiedzial gdzie jest i co sie wokol niegp dzieje. Musielismy go zwiazac i powoli sprowadzac w dol. Daleko jednak nie uszlismy bo silny wiatr zdmuchiwal nas z grani szczytowej i bylo b. b. zimno. Znow musielismy kopac jame sniezna i kiblowac 200m pod szczytem. Udalo nam sie w koncu zejsc do miejsca gdzie pozostawilismy Oboz III. Niestety z obozu nic nie zostalo, bo przysypaly go spadajace z gory lodowe seraki. Wtedy doszli do nas Kochanczyk i Czyzewski z akcja ratunkowa. Przyniesli jedzenie i paliwo, dzieki nim udalo nam sie jakos dobrnac do bazy i sprowadzic na dol Zyge. O tym wczesniej juz pisalem. W sumie bylismy w akcji 15-16 dni (pamiec juz nie ta!). Byla to czysta "walka o zycie" i o jakichkolwiek ustaleniach czasowych nie bylo mowy.
Pozdrawiam
Slawek
PS. Polecam wiosenne ski tury wokol Nanga Parbat.