Doszliśmy już do tego momentu, że zaraz padnie stwierdzenie, że Piotr Morawski nie zdobył jako pierwszy zimą Sziszapangmy, ponieważ Andrzej Zawada w 1980 roku postanowił zaoszczędzić na kosztach pozwolenia.
17 lutego minie 38 rocznica pierwszego zimowego wejścia na Everest, chociaż według kryteriów Panów, faktycznie siedemnastego, albo któregoś tam nastego, bo:
1. himalaizm zimowy nie istnieje, albo
2. himalaizm zimowy nie ma sensu.
Tu zacytuję Pana Sławomira „himalaizm Polski lat 80-ych mial ogromne znaczenie dla kraju ktory probowal sie wtedy otrzasnac z narzuconego mu socjalizmu”. Jakiż jednak był sens tego wyczynu, skoro góra została już zdobyta, zarówno przez wspinaczy zagranicznych, jak i wspinacza polskiej narodowości.
Jeżeli negują Panowie wartość i w ogóle sam fakt istnienia himalaizmu zimowego, proszę być konsekwentnym i zanegować wszystkie pierwsze zimowe wejścia dokonane przez Polaków. Współczesny himalaizm zimowy z pewnością nie ma takiego znaczenie, jakie miał w latach 80., ale nie jest to powód, by go negować, czy formułować jego definicję według naszym opinii.
Dzięki za zwrócenie uwagi na moją pomyłkę odnośnie kwot dofinansowania. Sprawdzałam dane, ale być może pominęłam jedno zero, a może pomyliło mi się z wcześniejszymi wyprawami Hajzera. Mój argument nie stracił jednak mocy, ponieważ milion złotych to nie są duże pieniądze w porównaniu do dofinansowania jakie otrzymują inne dyscypliny sportowe. A argument jest taki:
skoro jest grupa ludzi, która jest gotowa podjąć ryzyko i spróbować zdobyć K2 zimą (a nie jest to inicjatywa egzotyczna) i jest całkiem spora grupa obywateli dla których jest to sprawa istotna, to taki projekt powinien być wsparty przez państwo.
Nie uważam, że Polska jako naród poniosła straty wizerunkowe w wyniku wydarzeń na Broad Peak, czy ostatnich wydarzeń na K2. Uważam natomiast, że pierwsze zdobycie K2 zimą to poważniejsze wyzwanie niż próba zostania pierwszą weganką na szczycie Mount Everest.
Pozdrawiam Justyna