Na wstępie, cieszę się że to dzieło nie wskoczyło w szablon „komplementarnych względem siebie” elementów i nie ma spinającej go klamrą przedmowy.
Nie rozumiem jednak, czemu służy (dotyczy to także innych recenzji recenzentki tu zamieszczonych) szyfrowanie przekazu. Na przykład wyraz petryfikacja potrafię skojarzyć dzięki wykładom z technologii ropy naftowej (petroleum -> skalny olej), ale zakładam, że większości potencjalnych czytelników ksiażki może być nieznany. Czy jest sens opisywać proste (literatura górska) za pomocą zagmatwanego? Co to jest „determinizm przypadkowości”, czy ktoś z was uznaje za podstawową dyrektywę alpinizmu jednoznaczność „wygrana albo śmierć”?
Czy nie każda książka wspinaczkowa „jest polem dla intrygującego zderzenia dwóch aspektów rzeczywistości: świata literatury, w którym wszelkie przejawy ludzkiej kreatywności określa się za pomocą logicznych ciągów skojarzeń, a konsumuje się je w domowym zaciszu; oraz świata wspinaczki, tego konglomeratu emocji, wśród których dominują próżność i miłość.”? Czy próżność to emocja?
Czy na polonistyce dostaje się dodatkowe punkty za dużą liczbę użytych wyrazów obcych i czy recenzentka nie zastępuje rozbuchaną formą treści?