Księżniczka Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> Ależ mylisz się, Andrzeju. Takich jest mnóstwo. Chwalą się oni na przykład dysleksją,
> zupełnie tak, jakby była ona szczególnym znakiem wtajemniczonych, a nie rodzajem
> upośledzenia umysłowego...
Wśród kolegów - głównie fizyków - ani jednego takiego przypadku nie znam.
Dysleksja, to słowo, pojawiło się niedawno. Gdy byłem na studiach (lata 70-te)
było prawie nieznane! O ile wiem, stosuje się to do dzieci w szkołach, które po
otrzymaniu stosownego zaświadczenia lekarskiego mogą się mniej uczyć.
Te dzieci niekoniecznie idą na kierunki ścisłe...
> Według statystyki, jeżeli ja mam troje dzieci, a Adam nie ma ich wcale, to wspólnie mamy po
> półtorej dziecka. Dzielimy w pionie czy w poziomie?
Akapit wyżej, pisząc "mnóstwo" także (może nieswiadomie) odwoływałaś się do "statystyki".
Nie jestem miłośnikiem statystyk, ale jeśli, powiedzmy, 90% przypadków jakie znam spełniają pewną regułę, to chyba mogę domniemywać, że ta reguła jest powszechna w całej populacji.
Statystykę, jak wszystko, można używać mniej lub bardziej sensownie.
> Tego rodzaju dysputy: przewaga wiedzy ścisłej nad umiejętnościami humanistycznymi
> (bo tak bym te dwie dziedziny klasyfikowała) podnoszone są co jakiś czas wszędzie;
> ów śmieszny trend nie omija także naszego forum. Niczemu one nie służą, chyba tylko temu,
> by paru frustratów mogło wykazać się specjalizacją w jakimś wąskim zakresie wiedzy.
Może niezręcznie się wyrażałem i dlatego źle mnie zrozumiałaś.
Bardzo szanuję rzeczywistych humanistów (pominę definicję niedefiniowalnego :)
Zdarzało mi się takich autrów czytać, a nawet trochę takich ludzi spotkać
(czasami byli oni nawet z zawodu i wykształcenia fizykami!).
W takich przypadkach podział humanista-ścisłowiec jest nieistotny.
Ja jednak dostrzegam w ostatnich dekadach (?) dość znaczną polaryzację w tej materii,
której nie bardzo pochwalam. Z jednej strony humanista wydaje się (może nie literalnie)
sam siebie definiować jako (jak ja to określam) "człowiek nie umiejejący rozwiązać równania kwadratowego". Znam to nie tylko z licznych wypowiedziach w mediach, ale i z uwag
moich znajomych w odniesieniu do swoich dzieci. Ile razy dziecko miało problemy
z naukami ścisłymi i zaprzyjaźnieni rodzice prosili mnie o pomoc/korepetycję, to
zawsze podkreślali, że ich dziecko "jest humanistą" (sami też byli humanistami --
inaczej nie prosiliby mnie o pomoc w prostych rzeczach).
Nie wątpię, że są i odwrotne przypadki, ale zasadniczo więcej ("statystycznie", choć to słowo
może Ci się nie spodobać :) spotkałem przpadków z problemami z np. matematyką niż np.
z językiem polskim. Podobnie było w szkole mojego syna, choć to było przed laty
(lata 80/90-te). Z matematyką czy fizyką więcej uczniów miało problem niż z polskim czy historią. Tak też było w moich czasach szkolnych. To zresztą było przyczyną wycofania na całe lata obowiązkowej matematyki z egzaminów maturalnych, gdyż - pomimo niskiego poziomu tego egzaminu - i tak matematyka bardzo psuła ministerialne statystyki. Po wycofaniu poziom nagle "wzrósł" (w sensie "procentu zdawalności").
Oczywiście, wśród - dajmy na to - fizyków też są idioci. Ja tego nie zaprzeczam, a nawet nad tym mocno ubolewam... Jednak stosunkowo duża część moich kolegów ma rozmaite "humanistyczne" zainteresowania i to w dość zaawansowanym zakresie. Natomiast dużo ciężej jest spotkać humanistę z zainteresowaniami ścisłymi. Choć na pewno tacy są.
Przykładowo, wspomniany tu Piotr Amsterdamski był fizykiem i kosmologiem, a także profesjonalnym tłumaczem i nie tylko. Leon Chwistek, kolega Witkasia, niezły matematyk
całkiem dobrze malował i zajmował się filozofią. Co najmniej kilku fizyków jest/było zatrudnionych w Inst. Filozofii UJ. Innym przykładem niezwykłego humanisty?/przyrodnika? jest (był) dla mnie Stanisław Lem. Możnaby całkiem długo wyliczać przykłady, i to takie niebanalne,
na poziomie wręcz quasi-profesjonalnym.
Nie uważam - broń boże - że wynika to z "wyższości jednej dziedziny nad drugą"!! Raczej (chyba) z systemu rekrutacji i selekcji na studia. Choć tego tematu chyba nikt (żaden humanista-socjolog) poważnie nie badał. Za moich studenckich czasów były robione badania w krakowskich uczelniach ilorazu inteligencji studentów różnych kierunków. Pani psycholog później to referowała i jej wyniki potwierdzały moje domniemania, choć przez wrodzoną skromność ich nie przytoczę :)
> Jeszcze bardziej zdumiewające są dla mnie
> dyskusje wokół pisanych przeze mnie recenzji.
> Powiem otwarcie: są one dla mnie zabawne, bo
> publikacja recenzji nie jest z mojej strony
> ŻADNĄ zachętą do dyskusji! Manifestuję po
> prostu swoje poglądy na temat danej książki,
Myślę, że dokładnie tak samo jak Ty "manifestują po prostu swoje poglądy" zarówno Twoi
wielbiciele, jak i krytycy. Różnica jest tylko taka, że Ty to publikujesz w dziale
"recenzje", a inni, mniej kompetentni, w bardziej podrzędnych wątkach.
Może być pouczające dla recenzenta zobaczyć, jak różnie ludzie widzą ten sam obiekt...
.