behemot Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> No OK - naprawdę mam wyjasniać łopatologicznie?
Jako prosty fizyczny lubię łopatologię :)
> To był artykuł, ale potem była książka "Modne
> bzdury", której Sokal był współautorem (a
> tłumaczem, o ile dobrze pamiętam, nasz kolega
> Piotr Amsterdamski); no i w tej książce jest
> opisanie całej historii z tym artykułem.
OK, jestem pod wrażeniem :)
> Niemniej jednak niektórzy przyrodnicy (a
> szczególnie fizycy) mają bardzo zawężone
> horyzonty;
Zgadzam się z "niektórzy przyrodnicy", ale mam wątpliwości
że "szczególnie" fizycy :)
> znają termin "postmodernizm" - i
> traktują go jak wytrych do deprecjonowania
> nielubianych przez siebie postaw intelektualnych.
To oczywiście był mój "skrót myślowy".
Kiedyś bynajmniejnie fizyk, ale humanista - pani Manuela G.
uzyła określenia, że obecnie słowa "postmodernizm" używa
się jako znaku przystankowego, analogicznie jak znane słowo na "k"...
I ja bym się z tym akurat całkowicie zgodził.
Co do humanistów, to jednak jest coś na rzeczy w tym co (pośrednio)
sugerowałem. Jak przyjrzysz się dawniejszym "humanistom", od starożytności
nawet po wiek XX to byli to ludzie niezwykle wszechstronnie wykształceni.
Na przykład, znajomość współczesnej mu fizyki przez Witkacego była dla mnie
porażająca. Tymczasem obecnie bardzo wiele razy spotkałem się z wypowiedziami
różnych znanych "humanistów" (aktorów, pisarzy, muzyków etc.) którzy wręcz
chwalili się tym, że pojęcia nie mają o naukach ścisłych, nawet na poziomie szkolnym
-- jakby to była wielka ich zaleta...
Nie spotkałem się jednak, aby fizyk (nawet jeśli jest idiotą) chwalił się nieznajomością
gramatyki czy literatury na poziomie szkolnym - fizyk raczej by się tego wstydził...
Oczywiście, nie twierdzę że dotyczy to wszystkich, ale "efekt statystyczny" wg mnie
jest dość wyraźny.
Przypuszczam jednak, że to się niedługo wyrówna. Jak zauważyłem, w ostatnich
latach MEN bardzo pracowicie dąży do tego, aby idiotami byli
po równo absolutnie wszyscy... :)
Przyczyny są dość proste. W danych czasach (lata 70-te) na fizykę przyjmowano
prawie każdego, ale był bardzo duży -- około 50% juz na pierwszym roku, a kończyło
studia 20-30% tych, co zaczynali. Był to prawdopodobnie największy odsiew, jaki
wówczas był, pomimo tego, że raczej nie lubiący fizyki na te studia często się nie wybierali.
Duża selekcja w trakcie studiów jest, moim zdaniem, najbardziej skuteczna. Lepiej
sprawdza predyspozycje kandydata niż tzw. egzamin wstępny.
Ale teraz nie ma już ani egzaminu wstępnego, ani selekcji (a w każdym razie minimalna),
tak na fizyce, jak i na innych studiach, gdyż - jak się to ładnie mówi - "pieniądze idą
za studentem". Więc mój kolega, który pozowolił sobie na "oblewanie" jest wzywany
do dziekana i pouczany, jakie ogromne straty przynosi to uczelni :)
Więc nie ma się co spierać -- niedługo (jeśli nie już) wszystko się wyrówna...
Natomiast na poziomie akademickim, sorry, ale wg mnie panuje w naukach humanistycznych
dość powszechna maniera do nadmiernego "formalizowania" i to rzeczy, które
są nieformalizowalne. Tak, jakby humanisci chcieli się zblizyć do nauk ścisłych (?).
Artyuł Sokala szedł właśnie w tym kierunku, więc nie jest to tylko moje odczucie.
.