Tak, ale problem polega na tym, że musimy w tej infrastrukturze funkcjonować normalnie. Pokonywać te same lub nawet większe dystanse (jeśli sytuacja zawodowa tego wymaga) co Europejczycy. Jeśli średnia prędkość na polskiej drodze jaką jestem w stanie osiągnąć to jest około 40-50 km/h oznacza to, że zawsze jeśli mam możliwość (i długą trasę przed sobą) przycisnę ponad dozwolone 90 km/h. To po pierwsze. Próbuję Ci udowodnić, że ograniczenia mają sens i są gwarantem bezpieczeństwa o ile towarzyszy temu odpowiednia infrastruktura. Inaczej będą one przestrzegane jedynie przez ludzi pokonujących dziennie maksymalnie 10-20 km. Przykład: droga między Bydgoszczą a Solcem Kujawskim przez 20 kilometrów, gdzie wokół las, ograniczenie do 30 km/h. Powiedz mi, czy po codziennym dojeździe do pracy nie byłbyś tak sfrustrowany by, gdy tylko wjedziesz do Bydgoszczy depnąć?
A po drugie, stosowanie się do ograniczeń nic nie da jeśli pojawiają się one w absurdalnych miejscach, a tam gdzie faktycznie jest niebezpiecznie się one nie pojawiają, tak jak nie pojawiają się sensowne rozwiązania mające likwidować te niebezpieczeństwa . U nas cały czas jest trochę tak, że nie chodzi o bezpieczeństwo, ale o zabawę w kotka i myszkę. Przykład: kawałek za Czaczem (kierunek Wrocław jadąc z Poznania) przez lata był źle wyprofilowany zakręt, na pęczki wypadków, ale odpowiednich informacji o tym, że jest to zakręt niebezpieczny brak.
Jak jadę np. przez Austrię to mam prawie cały czas 100 km/h dozwolone. Jak pojawia się ograniczenie, to wiem, że jest to czymś uzasadnione. Fajnie jest jak jeszcze pod ograniczeniem jest tabliczka i widzę, że jest ślisko albo skrzyżowanie czy coś tam innego. Po pierwsze, wiem, że nie jest to ograniczenie z palca wyssane, a po drugie, wiem dokładnie na co zwrócić szczególną uwagę. Jak jadę np. na Bydgoszcz z Poznania i jest w pewnym miejscu ograniczenie do 70 km/h. Wiem dokładnie, że tam stoją więc zawsze jak Bóg przykazał, ale ciągnie się ono z 10 km, jechałem tak tysiące razy i nadal nie wiem czemu jest tam ograniczenie.
No i na koniec - z pewnością rację masz, że jeśli byśmy jeździli wolniej byłoby mniej wypadków śmiertelnych, bo czym innym jest uderzenie przy 50-60 km/h, a czym innym przy 120, ale my musimy normalnie żyć, pracować, przemieszczać się, a liczy się średnia prędkość z jaką jesteśmy w stanie pokonać trasę. I takie są realia.