dr know Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> przecie wcześniej były juz one opisane zdecydowanie lepiej, dokładniej - co
> śmieszne nawet przez Machnika - więc kompletnie nie zgadzam się ze zdaniem
> jakie napisałeś:
> "Mechanizmy są proste i dobrze znane, choć w całej "literaturze górskiej" skrzętnie
> pomijane."
> i powtarzam - wg ta książka nie wnosi niczego odkrywczego w kwestii poznania mechanizmów,
> w oparciu o które działał polski himalaizm w złotej erze;
Gdzie konkretnie były opisywane i jak??
Tzw. "literatura górska" miała się jeszcze w PRLu znakomicie. Dla przykładu ówczesny nakład
"Miejsca przy stole", "kultowej" pozycji, był 40ooo egz. -- Mrożek przy tym to był "mały pikuś"!
(choć Mrożek był dość złośliwy, autorytety olewał etc.- to może sobie zasłużył, bo też był
upierdliwy...).
Problem jest taki: co i z czym porównujemy?? Machnika z Szekspirem, czy może z książkami
"wybitnych Gigalaistów"?? Pokażmi, któa książka wybitnego polskiego Gigalaisty zrobiła na Tobie
wielkie wrażenie -- na mnie żadna. Zresztą, na ogół były to "dzieła" pisane przez magistrów polonistyki
na zlecenie "mistrzów". Więc o czym właściwie dyskutujemy?
Stwierdzenia "dobry"/"zły" mają tylko i wyłącznie sens z kontekście porównawczym, a do tego
porównawczym w swojej klasie (porównywanie Szekspira z Młynarskim jest bez sensu!).
Jeśli więc twierdzisz, że satyra Machnika jest "do d..." to podaj parę przykładów o niebo lepszej satyry
w "górskiej literaturze", jakie znasz!
Masz rację zupełną: książka ta nie jest "odkrywcza" --- tego nikt nie twierdził!
Mechanizmy "kominowe", współpraca z SB, urzędnikami państwowymi, przemyt, handel nielegalny,
etc. etc. to znane sprawy. Znane dla tego pokolenia, ale nie opisane w literaturze! (jeśli uważasz
że tak, to gdzie??).
Zajrzyj do "kultowego" Wilczkowskiego (kiedyś, za młodu, to był mój idol!) - gdzie tam jest
cokolwiek o handlu, szwindlach, walkach podjazdowych, o tym że w PRLu Gigalaizm to była
szansa "wybicia się", etc.??
Niby to ("śniegi pokutujące") jest "analiza psychologiczna" (tak twierdzą poloniści), ale
o "realnym podkładzie"nie ma słowa. Oczywiście, może akurat w tym wypadku (??) to w ogóle
nie było takiego problemu i Matka Komuna dała Wilczkowskiemu ten wyjazd bez problemów.
Toż samo jest w "Miejscu przy stole" - choć były wydania post-komunistyczne, więc można
było dać "prawdziwą wersję", " z szuflady". Najwyraźniej, szuflada była pusta...
Jeszcze jako nieletni licealista wybrałem się kiedyś (1971) na zebranie "klubu" w mieście wymienionym
w "Bumerangu". Po lekturach Wilczkowskiego et consortes spodziewałem się "dotknięcia bóstwa".
Real był taki, że ja-pionek siedziałem cicho w kąciku, a wybitni alpidyści (nazwiska znane do dziś!)
przez godzinę kłócili się o KASIORĘ, bo wyjazd był w "drugi obszar płatniczy" (tak się to wówczas
nazywało). Od tego czasu na zawsze dostałem "wstrętu organizacyjnego"...
POWTARZAM:
Nigdzie nie twierdziłem, że "bumerang" to "dzieło sztuki". Takie oczekiwanie uważam za niepoważne.
Natomiast nie widzę istotnie lepszych "dzieł" w tej klasie.
Nota bene,
Ukazała się ostatnio (napiana paręlat później!) ksiżka "Uciezka na szczyt"--- o ambicjach "naukowych",
choć w istocie pseudonaukowa i "niedorobiona" (możedobra na rynek amerykański, dla półgłówków?).
Wnoski są podobne, choć książka jest wielokrotnie grubsza, nudna, mało zabawna, a jej aspiracje do
naukowości zupełnie chybione. Cena prawie 2 razy większa niż książki Machnika.