Święta prawda. Podobne zjawiska można obserwować w innych PN. W Kampinosie udokumentowaliśmy kiedyś gości wylewających żywe ścieki z beczkowozu na mokradłach i Straż Parku nie była w ogóle zainteresowana tematem (bo musiałaby walczyć z lokalsami). Polcja się po jakimś czasie pofatygowała, złożyliśmy zeznania, przkazaliśmy zdjęcia i... ta sama policja umorzyła sprawę bo właściciel beczki stwierdził, że on nic nie wylewał i nie wie kto, komuś pożyczał, ale nie pamięta.
Wszędzie jest tak, że faktyczne szkody dla środowiska się ignoruje jeżeli jest to jakkolwiek dla Parku nie wygodne. A jeszcze jak jest jakiś interesik, to już w ogóle można przymknąć oko.
Tak już niestety jest, że pewnie 90% władzy w Parkach jest w rękach ludzi ukształtowanych przez Lasy Państwowe, czyli najbardziej skorumpowaną i najbardziej peerelowską instytucję w tym kraju. Co tam niedźwiedzie, orły i inne tatałajstwo skoro trzeba prowadzić też gospodarkę leśna i normę dla jaśnie Pana Nadleśniczego wyrobić (vide Białowieża).
I jest też dokładne tak, że jeżeli nie jest się dla nich partnerem, z którego mieliby jakiś pożytek, albo którego by się bali, to można sobie z panami Dyrami długo i namiętnie rozmawiać jedynie.
Wniosek z tego taki, że albo trzeba im pokazać, że im się to opłaci (jeszcze nie wiem jak, ale ostro kombinuję), albo stanąć w roli silnego partnera (nękać pismami, listami otwartymi do prasy, jednomyślnym stanowczym stanowiskiem, autorytetem Ministra), albo faktycznie pozostaje partyzantka.
Rafał