paszczu Napisał(a):
-------------------------------------------------------
> dokładnie - nie chcielismy zaogniac konfliktu
> licząc na porozumienie. Oczywiście cały czas
> taka opcję rozważaliśmy, coś w tym rodzaju
> zostało w przypadku taboru w Moku z dobrym
> skutkiem.
Oczywiście, "zaognianie" jest ostatecznością i lepiej tego unikać...
> problem z TZ jest taki, że analizowac i
> "ekspertyzować" można do końca świata i
> niewiele z tego wyniknie - na ekspertyze można
> będzie zawsze dac kontrekspertyzę, bo temat jest
> całkowicie płynny, niekwantyfikowalny.
Łażenie po rezerwacie - nie trzeba do tego badań - na pewno jakieś drobne
naruszenie systemu tam powoduje. JEDNAK jest tutaj kwestia SKALI.
Tzw. "szwędacze" (określenie dyr. Skawińskiego), czyli osobnicy włażący
w rezerwat w celu niekomercyjnym, jak na razie, powodują perturbacje znikome.
Zasadniczy problem dla Parku Narodowego (PN) bezdyskusyjnie stanowią
działania masowe i komercyjne.
Jest tutaj jednak pewien problem "polityczny":
jak wskazuje historia PN kompletnie nie radzą sobie z tymi ostatnimi działaniami.
Przez pół wieku nie rozwiazano problemu kłusownictwa, schroniska wpuszczają
ścieki do potoków i PN nie ma na to wpływu, bo są własnością PTTK.
Lobby narciarskie i budowlane rozbudowuje kolejki, zwielokrotnia przepustowość,
budowane są chałupy także na terenie TPN (ostatnio powstało "osiedle" na
Siwej Polanie) i na granicy Parku (apartamentowiec na miejscu Murowanicy).
Budowniczy używają dynamitu przy "pracach remontowych" (5 Stawów) etc. etc.
TPN musi się jednak jakoś "wykazać", że "walczy" i sieje postrach. Nie dało się nic
zrobić ludzim regularnie wlewającym szambo do potoku (Włosienica), ale przynajmniej
można dać mandat jakiemuś "szwędaczowi"! W zasadzie to jest jedyna mozliwość
działania PN. Przecież w sprawie "ochrony krajobrazowej", ergo masowej zrywki drewna
np. w Koryciskach, gdzie gleba jest całkowicie zniszczona, a ponoć jest to przyrodnicze
"sanktuarium", nic się zrobić nie da, bo trzeba by się narazić krewkim góralom.
Swego czasu o mało zostałem przejechany przez pędzący Chochołowską samochód.
Miałem 2 świadków, zrobiem zdjęcie, spisałem numery rejestracyjne etc. Napisałem
w tej sprawie i do "Wspólnoty" (właściciela terenu) i do dyrekcji TPN. Wsþólnota
odpowiedziała pokrętnie, że to nie ich auto (a pewnie TPN), a TPN -- na wszelki
wypadek, żeby się nie ośmieszać -- w ogóle nie odpowiedział!
Ale gdyby "szwędacz" wlazł na pobliskie Siwiańskie Turnie to reakcja mogłaby być...
Podobnie zreszta jest na Słowacji, gdzie w "sanktuariach" ostro działają piły spalinowe
i jeżdżą traktory i ciężarówki, ale dla szwędaczy jest ścisły zakaz, bo mogą rozdeptywać buciorami roślinki. A przecież wiadomo, że niedźwiedzie, świstaki i orły do pił spalinowych
i traktorów są przyzwyczajone, a na widok szwędacza dostają od razu zawału.
Cała ta sytuacja z parkiem wymagałaby drastycznych zmian podejścia i bardzo zdecydowanych
działań, które naruszyłyby poważne interesy wpływowych lobby. Musiałaby być do tego
wola już na poziomie rządowym (ministra OŚ). Park obawiam się, że nawet gdyby chciał, to
niewiele może tutaj sam zrobić. Nie spodziewam się takich zmian za mojego życia.
Jedyne obecnie mozliwe wyjście (choć niezbyt miłe) to ignorować to, zdać się na zdrowy rozsądek
filanców (negocjacje, co jak dotąd praktykuję z dobrym skutkiem, także na terenie Słowacji).
A na wszelki wypadek mieć jakieś drobne na ewentualny mandacik...
Nie ulega watpliwosci, że jest to paranoja -- ale przecież nie żyjemy w idealnym świecie :)
NB, gdyby istniała duża i wpływowa organizacja (jak np. DAV) to szanse jakichś nacisków byłyby znacznie większe. Kto się będzie liczył z małą organizacją, wewnętrznei skłócona i siedzącą na chudym garnuszku jakiegoś ministerstwa!?