biedruń Napisał(a):
> Po drugie trzeba zrobić po trzysta-pięćset, a
> najlepiej ponad tysiąc IV+, V-, V+, VI- we
> wszystkich możliwych formacjach i różnych
> typach skały, na własnej i obitych, bezpiecznych
> i moralnych, zapatentowanych do bólu i
> przyonsajtowanych.
Spełniam powyższe warunek, a mimo to mam czasem problemy z odróżnieniem IV od V.
Śmiem twierdzić, że Ty, Miłosz czy Stefan w ogóle nie jesteście w stanie różnicować wycen na dole skali. Liczba zrobionych przez Was dróg nie ma tu nic do rzeczy. Za dobrze się wspinacie. Macie zbyt dobrze wytrenowane palce, by stwierdzić, że droga jest np. palczasta, nie odróżniacie klam na których początkujący wspinacz może wisieć, od takich, które ledwo trzyma i to tylko wtedy, gdy dobrze stoi.
Wy często nawet nie widzicie gdzie na drogach V+ - VI są cruxy. Stąd np. Stefanowi zdarzają się wtopy w postaci nadania prawidłowej wyceny łatwej drogi (a nie, jak zwykle, zaniżonej :-).
Na Twoich drogach, Biedruń, też się zdarzają chybione wyceny - choć trzeba Ci przyznać, że nawet jeśli drogę wytyczasz w amoku bez liny i asekuracji, to umiesz stwierdzić, że droga jest asekurowalna. Wtedy ten stopień w górę czy w dół nie czyni wielkiej różnicy.
> A jeśli spełniając powyższe warunki będziesz
> dodatkowo rozróżniał V+ od VI-, przy swoim
> limesie na poziomie VI+
Cały problem w tym, że praktycznie nie ma ekiperów z limesem tak nisko. Chyba, że jest to limes wynikły z kontuzji - ale wtedy traci się umiejętność rzetelnego wyceniania z innych powodów.
Ekiper musi umieć słuchać - szczególnie słabszych od siebie.
Dzięki nauce wylatujemy w kosmos,
dzięki religii wlatujemy w budynki.