Hansio,
odpowiedzialność właściciela terenu za nie zabezpieczenie potencjalnie niebezpiecznych fragmentów jego włości nie jest wcale iluzoryczna i tylko legendarnej już w Strasburgu operatywności naszych sędziów zawdzięczamy, że "wcześniej ten teren również do kogoś należał a wypadki się zdarzały i zdarzać będą".
Sytuacja turystów robiących różne dziwne rzeczy w skałach mnie osobiście nie interesuje, ale właściciela Mirowa jak najbardziej i stąd jego pomysł z patrolami straży gminnej i JOPRu.
Książki wyjść stanowią stały element w rejonach znajdujących na prywatnym gruncie, należących do świadomych ryzyka prawnego gospodarzy. Sam osobiście wspinałem się w około dwudziestu takich rejonach na czterech kontynentach. I na marginesie - obowiązkowe OC nie ma nic do tego. Jak się zderzysz na Tasmanii, to zrozumiesz dlaczego.
Na obecnym etapie jest alternatywa: książka jako miejsce złożenia oświadczenia woli lub zakaz wspinania (i zniszczenie stałych przelotów).
Więc uprzejmie proszę szanownych dyskutantów o skierowanie dyskusji z kontestowania sensowności takiego rozwiązania, czy dywagacji co na to GIODO, na tory:
1. jak to zrobić, żeby uciążliwość tego OBOWIĄZKU w Mirowie była jak najmniejsza, co pozwoli obniżyć barierę tradycyjnej polskiej niemożności przestrzegania jakichkolwiek formalnych norm społecznych
2. jakie zapisy w zaproponowanym regulaminie należy zmodyfikować i dlaczego.
m.b.