Tematem, który umknął nam nieco w gorącej dyskusji o innych problemach, jest poruszona tylko marginalnie i „zagadana” od razu na inne tematy - kwestia AKLIMATYZACJI na wyprawie z Ryszardem.
A to jest w tej sprawie problem niezwykle ważny.
W poprzednim wątku wypowiedziało się wielu kolegów przed których górskim doświadczeniem chylę czoła, wiec liczymy, że i w tym temacie będą mieli wiele do powiedzenia.
Na początek polecam przeczytanie relacji Macieja Przyborskiego – jak „aklimatyzowali się” Małgosia i Maciej(łatwo znaleźć poprzez spis postów w wątku o obozie drugim)
Teraz jeszcze to co ja mam do dodania w tym zakresie.
W jednej ze swoich wypowiedzi na forum – Ryszard Pawłowski napisał, że na jedną osobę było 4-y butle z tlenem (a dla mnie o dwie więcej – które dokupiłam już w Kathamndu kiedy uznałam, że przedstawiony wstępny plan Ryszarda jest dla mnie niewykonalny.
Co oznacza mianowicie według fachowców - tu proszę o wypowiedzi – że masz tam na wejście tylko 4 butle? Otóż co najmniej do dwójki w ataku szczytowym musisz iść bez tlenu a nasz Sidar i Szerpowie twierdzili, że i do trójki – czyli na 8300. Inaczej tlenu zabraknie we właściwym ataku szczytowym.
Przy takim założeniu – żeby dojść do trójki bez tlenu to sądzę, że powinno się wykonać wcześniej dwa wyjścia aklimatyzacyjne powyżej ABC – czyli:
1. Z ABC do jedynki i spanie tam i powrót do ABC , ewentualnie do BC? Nie wiem . Potem ze dwa dni odpoczynku?
2. Drugie do jedynki spać tam, isć do dwójki i tam spać lub nie (jeśli nie to drugi raz w jedynce) i zejść
Potem powinniśmy, tak jak zrobiła ekipa Darka Załuskiego, pomimo, że przyjechała później, zejść do bazy lub nawet pojechać do Thingri na odpoczynek na 4-5 dni. Nie mylę się? Rosjanie odpoczywali nawet znacznie dłużej.
Bardzo szybko wiec okazało się, że te dwa wyjścia są niemożliwe i było więc także wiadomo, że ilość tlenu 4 butle na osobę jest w tych warunkach niewystarczająca, przy tak słabej aklimatyzacji, dla żadnego z nas - może z wyjątkiem Ryszarda, ale on w końcu praktycznie żyje na stałe w górach wysokich.
A mianowicie: 15.04 przyjechaliśmy do bazy, wylot do Polski przewidziany był na 26.05 z Kathmandu. Czyli 17 maja był ostatnim możliwym dniem kiedy mogliśmy iść do ataku szczytowego. I teg dnia zresztą wychodziliśmy.
Najdalej 15-go powinniśmy być PO DŁUŻSZYM ODPOCZYNKU NA DOLE – z powrotem w ABC gotowi do ataku szczytowego. Dłuższy odpoczynek – może się mylę – to 4-5 dni . Czyli 10-go maja powinniśmy schodzić do Bazy na 5200 po DRUGIM wyjściu aklimatyzacyjnym w górę.
Czyli na owo drugie wyjście powinniśmy startować z bazy – 5 maja. Tylko ja wyszłam z bazy 5 maja, pozostali jeszcze później – ale nie na drugie tylko na PIERWSZE wyjście na North Col
Bo kiedy 1-go maja ja a 2-go pozostali szli w stronę North Col i mogło to być to pierwsze wyjście – to jedynki tam nie było po prostu.
W związku z tym żaden odpoczynek przed atakiem szczytowym nie był możliwy, bo trudno nazwać odpoczynkiem szaleńczy bieg do BC na jeden dzień praktycznie i powrót potem 15-go maja, po którym Przemo w stanie mocno mizernym przez godzinę dochodził do siebie w messie w ABC. Ja się na ten maraton nie wybrałam, ale nie sądzę, żeby on mi pomógł – a wręcz przeciwnie , wówczas pewnie nie dotarłabym do tej dwójki – ale może o to chodziło.
Pomijając chwilowo co działo się dalej : od kiedy 5-go maja opuściłam BC – to do 21 – go maja kiedy zeszłam sama do BC – ni przez chwilę nie znalazłam się poniżej 6400 m npm.
No i proszę o wypowiedzi na temat „taktyki” aklimatyzacyjnej na tej wyprawie, jak również jak powinna według doświadczonych kolegów taka aklimatyzacja wyglądać .
Iwona