Wiedziałem, że odezwie się jakiś mikry intelektualista.
Zarzut był taki - być może nie do końca zwerbalizowany i zresztą zawsze pojawiający się w kontekście grupy Jurajskiej - że przyleciał śmigłowiec, bo ktoś spadł, a miejsce było niedostępne dla auta. Owszem skały małe, a kręgosłup pękł. I z krzesla byś spadł nieszczęśliwie to też by ci mógł pęc, ludzka gnido. Niedostępne miejsce? Ale nie dla land rovera albo quada. Da się tam wjechać. Tylko po co? Jeśli u rannego jest podejrzenie złamania kręgosłupa, to takie jest rutynowe postępowanie, że się go rusza jak najmniej, albo wręcz w ogóle. Nawet nosze transportowe składa się pod rannym z dwóch części. Wkłada się go do materaca próżniowego, który sztywnieje jak gipsowy gorset po odpompowaniu powietrza. A dlaczego? Ano dlatego, że narażenie na przemieszczenia, nawet najdrobniejsze , zlamanego kręgosłupa to wielka nieodpowiedzialność, prowadząca zwykle (statystyka) do przerwania rdzenia kręgowego i w konsekwencji albo zgonu, albo paraliżu. Więc z całym szacunkiem, arafat (co za lewacka krwawa ksywka, bodajbyś sczezł za to), człeczyno bezrozumny - daj innym pożyć i nie przypierdalaj się kiedy nie musisz złośliwa kanalio.