Zgadzam się w całej rozciągłości z dokładnością do „lidera opinii”. Czy to taki bezpieczny ekwiwalent Wiceprezesa PZA? Bo w tym wypadku nie mamy do czynienia z kimś, kto wpływa na poglądy dużej liczby osób, ale także w założeniu realizuje pewną misję związaną z funkcją, którą pełni. A w takiej sytuacji lepszym słowem niż empatia jest odpowiedzialność.
Organizacje branżowe to nie wojsko, wspinacze nie wykonują rozkazów i walczą z reguły tylko ze swoimi słabościami, ewentualnie konkurentami, ale mimo wszystko ta sytuacja nasuwa mi silne skojarzenia ze sceną rozwiązania oddziału w momencie kapitulacji. Przekaz do ogółu brzmi: Od teraz każdy działa na własną rękę.
Trzeba to wziąć takim, jakim jest i przyjąć do wiadomości. Pytanie brzmi, kto zadba o dobro wspólne w sytuacji, kiedy wydolność dotychczasowych struktur nie odpowiada dynamice rozwoju wspinania i skali wyzwań, przed którymi staje?