Cóż "makar" ja sam już jestem podstarzały ale nie będę się wspierał swoimi przemyśleniami ale historią, która doskonale podsumuje i nieszczęsnych bohaterów tego wątku i tych co ci tak imponują (rzekomo z 20, 30, 40 i 50-letnim stażem wspinaczkowym): To historia Leporowskiego, który wspinał się w Tatrach sam i na żywca. I jestem w stanie uwierzyć że robił to WYŁĄCZNIE "z pasji i miłości do gór" Dlaczego? Bo wiele jego przejść odbyło się bez świadków. I dopiero po zrobieniu solo Klasycznej na ZT - 2. raz w ciągu jednego dnia zrobiło sie o nim głośno. Wspinał się dla siebie nie dla fejmu. Prawda ludzie go podziwiali, i wielu imponował technikom i psychą bo. "kto widział L. w czasie wspinaczki, przyznawał w duchu, że był to widok niesamowity. L. szedł tak pewnie, jakby miał znakowana drogę przed sobą. Nie istniała dla niego powietrzność, ani trudność w wyszukiwaniu następnego chwytu lub stopnia. Wspinał się utrzymując wciąż ostre tempo bez odpoczynków i namysłów" I WSZYSCY wiedzieli jak to się musi skończyć i wielu go ostrzegało. A kiedy już się zwalił z Koziego. TOPR nazwał jego wypadek para-taternickim. Dlaczego? Naprawdę muszę tłumaczyć? Przede wszystkim w tamtym czasie ludzie chętniej mówili prawdę w oczy po to by ostrzec ewentualnych naśladowców. Nie roztkliwiali się tak jak my dziś bo chodzili twardo po ziemi. A Leporowski grał wbrew rozsądkowi. Wy możecie tych nieszczęsnych chłopaków pudrować ale wskrzesicie tylko mit "romantycznej śmierci" nikomu nie potrzeby i stworzycie następne cierpiące rodziny. Udźwigniecie to?