Pierwszego posta pisałem na sporym wzburzeniu, stąd niektóre sformułowania może były zbyt ostre, sam język też pozostawia wiele do życzenia. Niemniej jeśli chodzi o sedno - przekazałem co sam myślę.
Pomiędzy przekazem śp. kolegi a kibolstwem i chlaniem pod budą naprawdę jest całe spektrum źródeł inspiracji i możliwości. Ale rozumiem, że niektórzy mają wybór jedynie pomiędzy procą i bombą atomową.
Już napisałem, co według mnie robił źle. Nie brał pod uwagę ryzyka, jakie niesie ze sobą wspinanie, a już zwłaszcza zimą. Chyba nawet tego zagrożenia nie rozumiał. Wyznaczał sobie cele, które przerastały jego aktualne kompetencje. Mogę się tylko domyślać, że Filar Grosza zachęcił go niską wyceną i sporą ilością teoretycznie łatwego terenu. I tu jest pies pogrzebany. Wszystkich niuansów górskiego wspinania w żaden sposób nie da się zamknąć tylko w magicznej cyfrze, ponieważ dochodzi tu cała masa innych czynników. Tymczasem śp. kolega nie brał ich pod uwagę, albo nie wiedział, że trzeba je brać. Nie planował, nie liczył się z tym, że coś może pójść nie tak, nie był chyba nawet do końca tego świadom. Nie brał pod uwagę warunków pogodowych, śniegowych, obiektywnych zagrożeń związanych z działaniem w górach. Z jego filmów i z reakcji na komentarze ludzi, którzy prosili go o rozsądek i naukę wyłania się obraz człowieka przekonanego o własnej nieśmiertelności, o tym, że zawsze się wyślizgnie, że mu się uda, bo przecież "góry to jego dom". Niestety, aby wspinać się w Tatrach nie wystarczy kupić sprzętu. Nie wystarczy też wbiec na kilka najwyższych szczytów ze stoperem w ręku. To o wiele bardziej złożona sztuka. Abstrahując już od techniki, umiejętności asekuracji i używania sprzętu - potrzebna jest wiedza o tym na jaką drogę w jakich warunkach można się wybrać, o tym co można zrobić gdy coś jednak pójdzie nie tak, potrzebna jest umiejętność oceny ryzyka i przyjęcia jakiejś granicy, po przekroczeniu której to ryzyko przestaje być akceptowalne. To wszystko nabywa się jeśli nie na kursie, to przede wszystkim stopniowo w ramach zdobywanego doświadczenia. Żeby to doświadczenie zdobyć, trzeba jednak dać sobie czas. I przede wszystkim wyciągać wnioski z raz popełnionych błędów. W przeciwnym razie to po prostu musi skończyć się źle, bo limit szczęścia zawsze się wyczerpie - nie można długo jechać na tak zaciągniętym długu.